Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 61 Ł 4.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabina Idalia, dowiedziawszy się o Bartskich po raz piérwszy, nie zważywszy następstw jeszcze, nieco rozgorączkowana, przyznała się przed mężem do całéj swéj przeszłości i wyjednała przebaczenie tém łatwiéj, że przyszłą zdobyczą, jaką sobie obiecywała, miała się z nim podzielić.
Ze zwykłą lekkomyślnością swoją hrabia Adaś, zawsze żyjący tylko dniem dzisiejszym, wkrótce zapomniał o wszystkiém.
Nie przywiązywał wagi, nie dawał wiary w to, ażeby starzy mieli coś poświęcić dla odzyskania wnuka.
A że podpieranie ruiny nieustanne, sprzedaże koni, ratowanie się lichwą, niesłychanie Strzeleckiego pochłaniały, niemal zapomniał o Bartskich, zdawszy ich zupełnie na żonę.
Parę razy zapytał ją:
— A cóż twoi Bartscy?
I otrzymywał odpowiedź:
— Nieznośni ludziska do ładu z nimi trafić niepodobna. Chcą, nie chcą.
Gdy układ nareszcie został zawarty, hrabina Idalia już się była porozumiała z Witoldem. Oboje tak sobie byli dogodni, tak im z sobą było dobrze, iż postanowili dzielić wspólne losy.
Strzelecki o bożym świecie nie wiedział, potrzeba go się było pozbyć. Godzili się na to oboje. Witold tylko nalegał:
Sans esclandre!
Hrabina także wrzawy i hałasu chciała uniknąć. Umówioném było, że ona wyjedzie naprzód do wód dla zdrowia. Celem miał być Wiesbaden, chociaż, mimo upałów, miała zamiar hrabina Idalia wprost jechać do Włoch i tymczasem gdzieś u brzegu morza zatrzymać się dla kąpieli, czekając na hrabiego Witolda.
Siedzieli jednego wieczora we troje po rozejściu się gości. Strzelecki sobie zapalił cygaro i wyciągnął się w fotelu, gdy hrabina wstała i, powolnym krokiem zbliżając się do niego, rzekła ostygłym głosem:
— Słuchajno, Adasiu...
— Droga moja — westchnął Strzelecki — wiész, że ja zawsze je suis tout oreilles, gdy do mnie mówić raczysz... Słucham.
Pocałował ją w dosyć obojętnie podaną mu rękę.
— Ja jadę do Wiesbadenu — odezwała się hrabina.
— A ja? — zapytał Adaś.
— No, ja nie wiem — mówiła daléj żona — naprzód dla mnie Wiesbaden est de toute necessité, a ty jesteś zdrów zupełnie.
— Ale, ba!
— Potrzeba uniknąć wydatków — kończyła hrabina — wiész, jak koło nas, z twojéj łaski, krucho. Ja się ograniczę nadzwyczaj skromnemi pokoikami, wezmę tylko Rozalię.
— A mnie nie?
— Nie.
Strzelecki zadumał się, czyby się to nie dało na jaką osobistą korzyść obrócić.
— Chcesz jechać do Wiesbadenu — począł po namyśle — ale w téj chwili, kochana Idalko, w kasie jest...
— Deficyt, wiem! — odparła żona z rezygnacyą.
Witold dodał cicho:
— Stan normalny.
— Z czemże pojedziesz? — zapytał Strzelecki.
— Chciałam się ciebie o to zapytać! — rozśmiała się Idalia.
— Gdyby Witold, który ma kredyt niewyczerpany, chciał nam dopomódz — wtrącił hrabia.
— Ja o to samo chciałem ciebie prosić, bo mi na mój katar żołądka nakazują Homburg — szepnął Witold szydersko. — Sprzedajesz konie; mówią, że ogromne wziąłeś pieniądze za nie...
Strzelecki się z krzesła porwał i aż podskoczył, rękę przeciągając po gardle.
— Ale byłem zadłużony po póty... Gdyby nie konie, ba! coby się stało, nie wiem.
— Widzisz, niewdzięczny — odezwał się Wi-