Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 59 Ł 3.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W Lutku odbijał się ojciec; coś może z matki wziął także, ale wychowanie, miłość, która go otaczała, atmosfera czyściejsza, rozwinęły w nim szczególnie szlachetne instynkta.
Miał popędy piękne, brzydził się wszelką nikczemnością, brud budził w nim odrazę. W towarzystwie młodzieży cyniczne niektóre usposobienia przestraszały go i odpychały.
Uczył się poezyi, latał po obłokach, lubił elegancyę we wszystkiém — i w sprawach duszy i serca; chciał być pięknym, a nieposzlakowanie czystym.
To go téż od wielu młodości niebezpieczeństw ratowało.
Spotykał się z rozpasanymi towarzyszami, rumienił się jak dziewczę, ale cynizm go zrażał, uciekał od niego.
W Olesi nawet, w któréj się zakochał, trochę raziła go śmiałość zbytnia, szyderstwo i lekceważenie.
On daleko poważniéj zapatrywał się na świat, niż biedne dziewczę, ciężkiemi losu zrządzeniami zawcześnie wypróbowane i zrażone.
Mówiliśmy już, w jakiém towarzystwie Lutek się zwykle obracał. W domu u matki mało kto bywał: przyjaciółki pani Salomei, do Grzegorzewiczowéj podobne, przyjaciele nieboszczyka Pawłowicza, kupcy, zegarmistrze, mieszczanie.
Szkoły, a późniéj uniwersytet, zmieniły trochę atmosferę tę zaduszliwą Starego miasta. Na ławach uniwersyteckich spotykał się z przedstawicielami wszystkich niemal klas połeczeństwa, począwszy od najwyższych aż do najupośledzeńszych. Była to chwila, w któréj liberalizm pewien nawet najznakomitsze rodziny skłaniał do wysyłania synów do zakładów naukowych, wszystkim przystępnych.
Lutka jego zamożność, powierzchowność, stosunki zbliżały do najwybrańszych i najskromniejszych kolegów. Poznawano się z nim chętnie, a że miał się zawsze czém podzielić i był bardzo uczynnym, obcowano z nim chętnie. Miał więc już młody Pawłowicz i hrabiów i książątka po trosze znane sobie, co nie przeszkadzało mu najbiedniejszym podawać rękę.
Do każdéj składki Lutek się przyczyniał chętnie, dopomagał nieproszony, a matka dbała o to, aby sobie tym sposobem jednał przyjaciół.
Jednakże znajomości z paniczykami nie wprowadziły Pawłowicza do domów pańskich, gdyż on się o to nie starał, i po raz piérwszy teatr amatorski zbliżył go do innego świata.
Hrabina Idalia tak nalegała, prosiła, naprzykrzała się, nagliła Witolda, ażeby w jakikolwiek bądź sposób ułatwił jéj sposób zbliżenia się do tego, w którym upierała się widziéć dziecię własne, że hrabia, choć niechętnie bardzo, musiał się do téj fantazyi, jak ją nazywał, zastosować, chociażby dla pozbycia się natrętnéj.
Nie było to zbyt łatwem zdaniem, ale hrabia Witold umiał w każdym razie poradzić sobie i do zamierzonego celu się dobić. Pomiędzy akademikami miał znajomych kilku młodzików, chciwych życia, dla których był wielce pożądanym inicyatorem do przyszłego wesołego używania. Pod jego opieką zaczynali oni, on ich uczył gry i przestrzegał, po trosze ogrywając, jak grać mieli; on im czasem ułatwiał znajomości z pięknemi paniami, do których sami nie śmieliby przystąpić.
Dobijano się zaszczytu zaproszenia na kawalerski wieczorek hrabiego Witolda, który niewielu do siebie przypuszczał, bo się lękał, aby z tego nie rosły plotki.
Mała liczba tych znajomości wśród młodzieży akademickiéj posłużyła teraz hrabiemu Witoldowi do zaznajomienia się z Pawłowiczem, niby przypadkowo.
Rozpytując młodego hrabiego Bolesława o Lutka, pod pozorem, iż gra w teatrze amatorskim zwróciła na niego uwagę, hrabia Witold oświadczył mu, iż radby go poznać bliżéj.
— To najłatwiéj — odparł Bolesław — uczyń mi ten zaszczyt i wpadnij do mnie pojutrze wieczorem, a ja go zaproszę. Lutek jest w istocie bardzo miłym chłopcem, i niktby się w nim nie