Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 58 Ł 4.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poprosił potém o piwo, wypił butelkę, a że z drugiéj pół zostało, wypróżnił i tę ze smakiem, poczém utrudzony, jak siedział na stołku, usnął i chrapać zaczął.
Trybulskiemu smętno się zrobiło.
Nazajutrz o oznaczonéj godzinie wprowadzono Trybulskiego z jego towarzyszem na dole w pałacu Strzeleckich do odosobnionego pokoju.
Nie czekali tu długo na hrabinę, która wbiegła poruszona mocno, oczy wlepiła w stojącego naprzeciw Maksa i aż się wzdrygnęła.
Nie witając się, nie mówiąc nic, padła na krzesło, zasłoniła oczy.
Trybulski się skromnie trzymał na boku.
Upłynęło dosyć czasu nim z trwogą i odrazą hrabina Idalia mogła przystąpić do egzaminu.
Najgorszém było to, że skłamała przed Bartskimi, iż wnuk ich wychowywał się w jednym z najznakomitszych zakładów pedagogicznych za granicą, a miała im przyprowadzić nieuka, który ledwie czytać i pisać umiał.
Należało więc przyznać się do fałszu, oskarżyć o zaniedbanie i narazić się na to, że Bartscy mogli takiego wnuka wcale nie chciéć odebrać, nie mając nadziei zrobić z niego człowieka.
Maks fałszywy tém okropniejszym się jéj wydawał, że świeżo miała widzenie prawdziwego, i obraz ślicznego chłopca, jak dwie krople wody podobnego do ojca, stał przed jéj oczyma.
Lecz tamtego ani dostąpić, ani pochwycić nie miała najmniejszéj nadziei, ni sposobu.
Im więcéj pytań zadawała temu synowi, tém bardziéj on się mieszał, bo do niektórych był całkiem nieprzygotowanym, a nie miał najmniejszéj zdolności i wykształcenia. Chcąc zaś skłamać, czynił to tak niezgrabnie, że rumieniec wywoływał na lica hrabiny, a Trybulski zęby aż ścinał.
Posłuchanie trwało bardzo długo.
Hrabina Idalia wahała się, rozpaczała, nie była pewna, co pocznie, nic stanowczego nie powiedziała Trybulskiemu, kazała czekać, wzięła adres i wyszła, nie okazując Maksowi, aby go za swe dziecię uznawała.
Ledwie była za drzwiami, gdy zmęczony młodzieniec szarpnął za rękaw Trybulskiego.
— Chodźmy jeść, mnie aż ckliwo, żeby byli choć dali się czém posilić — odezwał się grubiańsko. — Od Anasza do Kajfasza, człowiekowi pot ciecze z czoła, w żołądku burczy. Nim do tego państwa obiecanego przyjdzie, tylko się darmo męczyć trzeba.
Rad nie rad Trybulski musiał go do piérwszéj garkuchni zaprowadzić i pozwolił mu sobie samemu zadysponować, co chciał, aby miał wyobrażenie, co ten żarłok strzymać może.
Rozweselony młodzieniec tak się popisał, poczynając od miętówki, a kończąc na piwie, iż dwa razy mu pieczeń i po dwakroć flaki dawać musiano. Szczęściem nie był wybredny, i w końcu, poklepawszy się po żołądku, wyznał, że do wieczora gotów już być na czczo.
Następny dzień upłynął znowu na śnie i posilaniu się na Dziekance.
Hrabina Idalia pojechała do Bartskich.
Staruszkowie, już niemal straciwszy nadzieję, uwodzeni ciągle, wybierać się chcieli na wieś z powrotem.
Ukazanie się synowéj było im nadzwyczaj pożądaném.
Ale przybywała smutna, pognębiona.
Wyznała otwarcie pani Bartskiéj, że całym powodem zwłoki było to, iż, niestety, na cudze ręce zdane dziecko, nadzwyczaj zaniedbane, znalazła tak zbiedzone, ogłupiałe, zahukane, iż dotąd pracowała nad niém, aby się mogło lepiéj przedstawić dziadostwu.
— Niestety! wina to moja! położenia, okoliczności i ludzi, którzy moje zaufanie zawiedli — dodała. — Chłopiec jest takim, że mi go wstyd państwu okazać. Oszukano mnie, okradziono...
Zaczęła płakać, co jéj przychodziło z łatwością wielką.