Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 57 Ł 4 1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjść na jeszcze jedną próbę jutro do teatru. Mam w myśli zrobić niespodziankę widzom i grać gorzéj, czy lepiéj, nie wiem, ale inaczéj. Pan mi do tego jesteś potrzebny.
Lutek przyrzekł się stawić. Przez ten czas, gdy szli razem, Pawłowiczowa miała okazyę przypatrzéć się Olesi; znalazła ją piękną, ale śmiałość zbytnia dziewczęcia nie bardzo się jéj podobała.
Olesia ze łzami na oczach miała zręczność szepnąć na ucho Lutkowi:
— Jaki pan jesteś szczęśliwy, mając taką matusię. O! mój Boże, dałabym za nią jedną wszystkie moje hrabine.
— I bądź pani pewną — odparł półgłosem chłopak — że jabym jéj nie oddał za nie.
Miała słuszność piękna Kurszanka, iż stworzoną była, a raczéj, że ją los jéj usposobił na artystkę. W téj roli, którą grała, znajdowała tyle odcieni, iż na drugie przedstawienie chciała ją zupełnie uczynić odmienną, a równie naturalną.
Lutek, choć był zachwycony pomysłem, znajdował, że każda rola tylko w jeden sposób dobrze i właściwie odegraną być mogła. On starał się odgadnąć autora, ona lekceważyła sobie go i chciała miéć swobodę interpretacyi.
Wymogła nawet na Lutku w końcu, że, ulegając jéj życzeniu, trochę grę swą zmienić musiał, ale Olesia niezbyt była z niego kontenta.
— Pan nie jesteś stworzonym na artystę — mówiła, potrząsając główką.
— Ja nie wiem, na co i do czego jestem stworzony — odpowiedział Lutek — ale to pewna, że teatr bardzo lubię.
— To co innego — mówiła Olesia. — Pan mi się przyznałeś, że tak samo lubisz muzykę, malarstwo i różne ładne rzeczy, ale miłośnictwo sztuki a powołanie do niéj to są rzeczy dwie bardzo różne.