Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 56 Ł 2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łączenie dziwne dziecinnéj prostoty z rozumem nad wiek czyniło ją oryginalną.
Oprócz zdolności nadzwyczajnych, przebiegłości zdumiewającéj, wszystkich swych umysłowych przymiotów, Olesia odebrała w kolebce wyposażenie dla kobiety zarazem bardzo drogie i bardzo niewygodne.
Była niepospolicie piękną, a rodzaj piękności jéj nie miał w sobie nic trywialnego. Średniego zaledwie wzrostu, blondynka, z włosami niemal rudawemi, niezmiernie obfitemi, miała twarzyczkę małą, a tak delikatnie wyrzeźbioną i takiemi cudnemi ozdobioną oczyma niebieskiemi, taki uśmieszek figlarny, takie ząbki perłowe, figurkę zręczną, nóżkę i rączkę arystokratyczną, tyle było szlachetności w jéj ruchach, dźwięku w głosie, wyrazu w spojrzeniu, że kto ją raz widział, nigdy zapomniéć nie mógł.
Był to dość u nas pospolity typ blondynki miluchnéj, ale podniesiony do ideału i ożywiony duszą rozbudzoną, umysłem przedwcześnie rozwiniętym.
Los swój smutny winną była Olesia szczególniéj swoim przymiotom i darom. Gasły przy niéj rówieśnice, zazdroszczono wrażenia, jakie obudzała. Zupełnie się jéj pozbyć nie mogły rodziny, z któremi była spokrewnioną; dla staruszek i staruszków była usłużną i pożyteczną, za to młodsze pokolenia nie mogły jéj znosić. Wymyślano, że była złośliwą, że miała języczek ostry, że okazywała skłonność do zalotności i t. p.
Życie jéj w tym świecie, w którym dotąd była niewolnicą, dla każdéj innéj zwałoby się nieznośném. Cierpała wiele, upokarzana, prześladowana, nie śmiejąc się bronić, bo jéj wyrzucano niewdzięczność, ale nauczyła się niemal wesoło los swój znosić. Wyzwolić się piętnastoletniemu dziewczęciu ani było podobna.
W teatrze amatorskim nigdyby pewnie nie dano jéj wystąpić, bo nie chciano, jak mówiono, rozbudzać w niéj próżności i zarozumienia oklaskami, ale złożyło się tak, iż nikogo nie było, reżyser, przyjaciel Lutka, wybrał ją i nalegał, widowisko było zagrożone, i pani hrabina ***, u któréj Olesia była na opiece tymczasowéj, choć niechętnie zezwolić na wystąpienie musiała.
Od piérwszéj próby zachwycony reżyser przepowiadał niesłychane powodzenie. Rola tém mniéj miała kosztować Olesię, że zupełnie do jéj charakteru, wieku i usposobienia przypadała. Była jakby stworzoną dla niéj.
Równie szczęśliwym był Lutek, bo i jemu przypadło grać młodzieniaszka takiego prawie, jakim był w istocie.
Reżyser zaprezentował ich sobie.
Zarumieniona ale śmiała Olesia wesoło powitała przyszłego swego kochanka, który daleko mniéj okazał odwagi przy piérwszém spotkaniu się, niż ona.
Z obu stron wrażenie było sympatyczne. W tym wieku znajomości robią się prędko i łatwo. W kilka godzin piérwsze lody były rozbite, a Olesia szczególniéj nic się już nie obawiała kochanka i rozrządzała nim jak posłusznym niewolnikiem.
Lutek olśnionym się czuł i zachwyconym. Piérwszy raz w życiu zbliżał się do takiéj istoty czarującéj, idealnie pięknéj, a w obejściu się tak naturalnéj i miłéj.
Czytano role, słuchano uwag starego reżysera, Olesia odzywała się nadzwyczaj śmiało, posiedzenie mignęło jak błyskawica. Ciekawe ciocie i kuzynki, którym Lutek się podobał bardzo, z przekąsem potém powtarzały, że dziewczyna ma we wszystkiém szczęście i ów młokos mieszczanin, ów jakiś Pawłowicz, wyglądał jak książątko.
Przy drugiém spotkaniu Olesia się przekonała, że nie zbywało mu na talencie i żywości umysłu. Porozumiewali się półsłowami. Sympatya rosła z każdą chwilą.
Starsze panie napróżno oczekiwały, ażeby plebejusz zdradził się jakąś trywialnością. Lutek był obdarzony przedziwnym instynktem. Nie szkodziło mu i to, że zamożny, pieszczony