Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 56 Ł 1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na próbach Lutek, który tu nikogo nie znał i znanym był tylko reżyserowi, uczynił jak najlepsze wrażenie. Miał wrodzoną w obejściu się elegancyę, ton dobry, wdzięk, dystynkcyę, tak, że panie wierzyć prawie nie chciały, ażeby to być mogło mieszczańskie dziecko ze Starego Miasta.
Nawet francuzkim akcentem, który mu pozostał po piérwszéj matce, w zdumienie wprawiał. Powinszowano zdobyczy reżyserowi, i rozpoczęły się repetycye, próby.
W komedyjce, która była czémś więcéj opracowaném, niż proste lever du rideau, obok młodziuchnego kochanka występowała ingenue, dzieweczka równie szczęśliwie wybrana pod względem powierzchowności i inteligencyi. Za piérwszém poznaniem się z nią, gorącego temperamentu, marzyciel młody, Lutek uradował się niezmiernie, widząc, że udawać miłość dla ślicznéj, zaledwie dorastającéj dzieweczki, wcale go kosztować nie będzie.
Zwała się ona Olesią Kurszanką, a należała do tych istot w świecie, rzuconych na łaskę losu, z których i gwiazdy się czasem rodzą i czarne aerolity.
Przez matkę i babkę sierota, Olesia miała w najwyższych sferach pańskich mnóztwo z sobą spowinowaconych, cioć, babek, wujaszków, kuzynów i kuzynek. Bez grosza majątku, jako śliczne dziecię brana w opiekę z kolei przez różnych krewnych, którzy się nią rzucali, gdy im zawadzała, Kurszanka wychowała się, zawczasu smutnego nabierając doświadczenia, że na niczyje serce, miłość, bezinteresowność rachować nie było można. Bawiono się nią, jak ładną laleczką, dla fantazyi; zdawano potém na sługi, gdy się naprzykrzyła rozrywka; mieniano się, czasem zostawiano u ekonomów, niekiedy przybierano do towarzystwa rówieśnic kuzynek, którym służyć i za które pokutować musiała. Słowem, biedna Olesia w dzieciństwie już na sobie doświadczyła, czém są serca ludzkie, przecierpiała wiele, pozbyła się wszelkich złudzeń.
Mogło ją to zepsuć, ale Bóg się opiekuje takiemi sierotami i serca ich osłania od zarazy. Gorycze życia są czasem trucizną, ale i lekarstwem bywają. Kurszanka, teraz piętnastoletnia zaledwie, a umysłem nieskończenie dojrzalsza, niż wiekiem, wyrosła na zachwycającą istotę. Zazdroszczono jéj piękności, a więcéj daleko należało może zazdrościć jéj tego wykształcenia, które sama sobie była winna.
Nikt z pewnym ciągiem i staraniem nie zajmował się nią; ona sama, widząc się tak rzuconą, uczyła się chciwie, kradła książki, czytała, pisała, naśladując szczęśliwsze kuzynki, które na nią z politowaniem i dumą spoglądały.
Dziewczę, którego nikt niczego nie uczył, talentami i dowcipem przechodziło te, dla których sprowadzano najdoskonalsze nauczycielki i nauczycieli. Zarazem wszakże los na charakter oddziałał, obok naiwności dziecinnéj Olesia miała już rozczarowanie starych ludzi. Nie wierzyła ani w szczęście, ani w serce. To po-