Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 55 Ł 2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Idalia wniosła potém niecierpliwie układ o indemnizacyę dla siebie, który w istocie był rzeczą najwyższéj wagi dla niéj.
Tu sam Bartski stanowczo i z wielką dobitnością oświadczył, że kapitału tak znacznego w żadnym razie dać nie myślą i nie dadzą, ale z chęcią zabezpieczą hypotecznie na dobrach swoich pani Ryszardowéj dożywotni dochód dwudziestu pięciu tysięcy złotych.
Pan Waleryan dodał, iż dla niéj daleko był korzystniejszym dochód stały, niż kapitał, który łatwo utracić mogła.
Hrabina oparła się naprzód, lecz widząc, że starego Bartskiego nie przemoże, półgębkiem dała do zrozumienia, że mogłaby przystać w ostateczności nawet na tak dla siebie niedogodny warunek.
Bartska dosyć szorstko dorzuciła uwagę, że musieli wymagać od jéjmości zupełnego wyrzeczenia się dziecka, a w ten sposób zapewnili sobie dotrzymanie tego warunku.
Niewiara, jaką jéj okazano, szyderski śmiech wywołała na usta hrabiny, która oświadczyła, że kochając syna, potrafi się zdobyć na ofiarę dla niego, a zresztą wcale państwu Bartskim nie myśli się naprzykrzać, mając z kim żyć w sferach, w których się obracać zwykła.
Powiedziano sobie kilka ostrych, ale elegancko poobwijanych niegrzeczności; posiedzenie trwało nierównie dłużéj niż piérwsze, lecz z obu stron zgodzono się na pewne preliminarya.
Hrabina przyrzekła syna sprowadzić jak najprędzéj i dawać znać państwu Bartskim o nim i o sobie.
Stary pan Waleryan, który, pomimo nadzwyczaj eleganckiego wystąpienia hrabiny Idalii, wietrzył położenie finansowe jéj nie bardzo szczęśliwe, aby sobie pozyskać ową panią Ryszardową grzecznie zaproponował jéj na koszta sprowadzenia syna ofiarę pewnéj sumy.
Oburzyła się niby na to hrabina Idalia, Bartski się wytłómaczył zimno. Znajdował naturalnem, ażeby ponosili koszta, i przy rozstaniu wręczył pakiecik, zawierający parę tysięcy rubli.
Nie myślała ich użyć na poszukiwanie dziecka hrabina, ale były jéj wielce pożądane, na wszelki wypadek; od niejakiego czasu już sprzedawała, co tylko mogła, i namiętnie, a najzręczniéj w świecie potajemnie kapitalizowała.
Stary bankier S., niegdyś wielbiciel jéj wdzięków, teraz przyjaciel jeszcze, podejmował się kupowania dla niéj papierów i zachowania przed Strzeleckim tajemnicy.
Pochwalał on i wynosił do najwyższego stopnia przezorność hrabiny, bo stan interesów hrabiego Adama był mu dobrze znanym.
Ogłoszenie w dziennikach, powtórzone kilkakrotnie, przeszedłszy przez ust tysiące z najrozmaitszemi komentarzami, przebrzmiało bez najmniejszego skutku z początku.
Hrabia Witold jednak we własnym i w interesie hrabiny nie zasypiał, nie chcąc zaniedbać tak doskonałéj zręczności zapewnienia sobie przyjemnéj egzystencyi.
Najprzód więc wyczekał, czy się rzeczywisty syn nie zgłosi, a gdy po upływie półtora miesiąca nikt nie dał znaku życia i rzecz zdawała się zapomnianą, wziął się z nadzwyczajną przebiegłością do dzieła.
Dotarł do zapomnianéj miniatury nieboszczyka Ryszarda, aby go sobie lepiéj przypomniéć, bo syn powinien być podobnym do ojca, i ostrożnie rozpoczął starania około wynalezienia tego, jak go sobie po cichu nazywał, fałszywego Dymitra.
Mówiliśmy już nieco o przeszłości hrabiego Witolda, potomka znakomitéj rodziny, ale już w kolebce na proletaryat arystokratyczny skazanego. Od dzieciństwa tułał się on po pokrewnych rodzinach, na łasce dalekich powinowatych, skazany na to, aby przejmował wszystkie przywary swego stanu, nie nabywając szlachetnych, odznaczająch go właściwości. W téj szkole nauczył się on kłamstwa, bezczelności, lekceważenia wszystkiego i egoizmu cynicznego. Z wielkich nadziei, jakie miał na ożenienie, pomimo powierzchowności i imienia, nic się nie