Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 52 Ł 3.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odparła matka — nicbym nie miała przeciwko temu, ażebyś się rozerwał z dobrymi kolegami. Ale sami młodzi, w niezbyt dobraném towarzystwie — obawiam się.
— Ale ja bo jestem bardzo rozumny — rozśmiał się Lutek — niech mama wierzy, a nadewszystko złego i rozpasanego towarzystwa nie lubię. Maskarada kończy się o północy i ja zaraz do domu powrócę.
Pawłowiczowa trochę się opierać chciała jeszcze, gdy Lutek pocałowaniem ręki ją zwyciężył. Łzy miała na oczach.
— Proszę cię, tylko nie zazięb się. W sali gorąco, przy wyjściu obwieje cię wiatr chłodny. Nic łatwiejszego, jak dostać jakiego zapalenia. Ileż to suchot winniśmy karnawałowi...
Lutek zaręczył, że weźmie futerko i szal na szyję, pocałował raz jeszcze w rękę matkę i, śpiewając, wyszedł z pokoju, a za nim niespokojny pogonił wzrok Pawłowiczowéj.
Historya Lutka i jego usynowienia, o któréj nigdy już teraz nie mówiono nawet, mało komu znaną była z najbliższych przyjaciół Pawłowiczów. Do tych należała dawna koleżanka, towarzyszka na pensyi, równie potém owdowiała, jak pani Salomea, stara kupcowa Grzegorzewiczowa, która zdawszy swój handel korzenny na synów, sama żyła przy nich, używała wczasu i bardzo często do przyjaciółki Salomei zaglądała.
Kochały się wielce, choć charakterami wcale nie były do siebie podobne. Pawłowiczowa cicha była, milcząca, cała w szczęściu swém domowém zamknięta; Grzegorzewiczowa, któréj piastowanie wnucząt nie starczyło, niezmiernie ciekawa była plotek, swatała, rozwodziła, wiedziała, co się w mieście działo, a w duchu należała do opozycyi, która arystokratycznych sfer, kłaniając się im, nie cierpi i ciągle plam na nich szuka.
Dla Grzegorzewiczowéj skandalik w wyższém towarzystwie był prawdziwym przysmakiem. Stało się téż i dzisiejsze ogłoszenie dla niéj przedmiotem najżywszego niepokoju. Co najśpieszniéj biegła się czegoś dowiedziéć do Salusi.
Nim czas miała rozpocząć zadychana babina, Pawłowiczowa położyła palec na ustach i dała jéj znak, ażeby milczała. Sprzątano właśnie kawę; wyszły razem do sypialni.
— Moja Marysieczko — odezwała się w progu gospodyni — zaklinam cię, nie mów o tém, milcz, nie przypominaj nikomu; jestem w trwo-