Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 52 Ł 2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie, niekiedy wolno mu było do siebie zaprosić kilku dobrych towarzyszów.
Pokoiki, które zajmował obok matki na tém samém piętrze, wesołe były, przystrojone, wygodne i nie zbywało w nich na niczém; nie było to po pańsku, lecz dostatnio, zamożnie, a środki pomocnicze do nauki, choćby najdroższe, stały na zawołanie.
Niekiedy wśród wrzawliwych rozpraw z kolegami poczciwa staruszka zjawiała się wśród przyjaciół syna i odżywiała wesołą ich młodością, przynosząc im za to jakiś przysmak i łakocie.
Z tego, cośmy o Lutku powiedzieli, zewnętrzną jego postać wyobrazić sobie łatwo; co w sercu i duszy już mieszkało lub wyrobić się mogło jeszcze, będąc w zarodku, zgadnąć nie było łatwo. On sam nie miał jeszcze najmniejszego wyobrażenia, co zrobi z sobą.
Znajdował się właśnie na tém rozdrożu młodości, które o przyszłości stanowi. Serce było dobre, popędy szlachetne, ale krew grała żywo i wszystkie świata pokusy niezmiernie na niego działały. Pobożna bardzo pani Pawłowiczowa zaniedbane w tym względzie wychowanie dziecięcia starała się późniéj o ile możności wynagrodzić, wszczepiając mu pobożność i pilnując spełniania religijnych obowiązków. Lutek nawet wśród swobodniéj myślącéj młodzieży dotąd się pod tym względem nie zepsuł. Nadewszystko na przywiązanie jego do siebie Pawłowiczowa rachowała, bo jéj téż winien był wszystko, i największą niewdzięcznością byłoby zapomnienie zaciągniętych względem niéj obowiązków.
Godzina kawy z Kuryerem, którego tak pośpiesznie w głębiny kieszeni zanurzyła Pawłowiczowa, była właśnie tą, o któréj Lutek do niéj przychodził.
Jakoż niebawem otworzyły się drzwi i śliczny chłopak, jak laleczka ustrojony, z kilku książkami pod ręką, z wysypującym się zaledwie na zwierzchniéj wardze ciemnym wąsikiem, wszedł wesoło do pokoju. Zbliżył się, aby rękę matusi ucałować, obejrzał po saloniku, przywitał kota, który mu się o nogę ocierał, i siadł na chwilę przed Pawłowiczową, zjadającą go oczyma.
Zmieszana wyczytaném w Kuryerze ogłoszeniem, staruszka jeszcze ust nie mogła otworzyć, gdy Lutek jéj oznajmił, że bardzoby chciał być na ostatniéj maskaradzie.
— Gdyby kto starszy mógł pójść z wami —