Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 50 Ł 3.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niu — rzekł kamerdyner. — Nie wychodziła jeszcze z pokoju swego.
— A hrabia Witold? — dodał Strzelecki.
— Nie było go jeszcze.
Na tém skończyły się zapytania. Hrabia, wypiwszy bulion, zaczął się ubierać spiesznie i wyszedł do żony.
Chociaż lata znacznie już w nim ostudziły dawną miłość namiętną dla pięknéj Idalii, władza jéj nad małżonkiem pozostała nienaruszoną, wzrosła może, starannie i umiejętnie pielęgnowana, ustępstwy naprzemian i surowością. Sztukę rządzenia, zastosowaną do natury rządzonego, hrabina doprowadziła do wysokiego stopnia doskonałości. Panowała nad mężem, który nie próbował się jéj nawet opierać; nad hrabią Witoldem przewagi téj uzyskać nie mogła i więcej mu ulegać, niż rozkazywać musiała.
Gdy hrabia, ostrożnie drzwi uchyliwszy, wszedł do sypialni żony, zastał ją w niéj wśród wczorajszego jeszcze nieładu, siedzącą w kątku nad nawpół wypróżnioną filiżanką czarnéj kawy.
Wyglądała mizernie, strasznie, nie postarawszy się o odmłodzenie twarzy, i hrabia, który ją rzadko widywał w podobnym stanie, z trwogą idąc do ucałowania z niechęcią podanéj rączki, szepnął, czy nie potrzeba było doktora.
— Dajże ty mi pokój ze swoim doktorem — odparła kwaśno hrabina. — Nie jestem chorą. Mam wielkie zmartwienie.
Strzelecki stanął przerażony. Wedle jego pojęcia, wielkie zmartwienie mogło być tylko znacznym długiem, o który się upominano, a nie było go czém zapłacić.
Nie miał już ani grosza po balu, ani najmniejszéj nadziei pozyskania kredytu. Nie śmiał dopytywać żony, stał przed nią jak skazany winowajca.
Hrabina Idalia milczała zasępiona.
Po cichu Strzelecki, któremu nogi drżały, przysiadł na małym taborecie. Żona zdawała się przygotowywać do zwierzenia, na które musiał czekać cierpliwie.
Po chwili wstała z kanapki, przeszła się parę razy po pokoju, przejrzała w zwierciadle, westchnienie wyrwało się z piersi, stanęła przed mężem, chciała już rozpocząć mówić, gdy myśl jakaś niespokojna naprzód ją popędziła drzwi sypialni obejrzéć. Podsłuchy były tu rzeczą zwyczajną.
— Mój Adasiu — odezwała się w końcu, usiłując panować nad sobą żona — mój Adasiu...
Zawahała się, wstęp był tak niezwyczajnie łagodny, iż Strzelecki czegoś okropnego zaczynał się obawiać.
— Mój Adasiu — powtórzyła — jestem zmuszoną po długich latach pożycia z tobą, po milczeniu, które było nam obojgu potrzebném, dla mnie konieczném, wyznać ci wreszcie tajemnicę... dłużéj już ukrywać jéj nie mogę...
— Tajemnicę! — wykrzyknął przelękły hrabia — tajemnicę! Jakąż ty, moja Idalko, dla mnie miéć możesz tajemnicę?
Hrabina padła na kanapę i po chwili powoli, zimno mówić zaczęła:
— Rozważ, proszę cię. Niéma wątpliwości, że jesteśmy zrujnowani. Na dawnéj stopie żyć niepodobieństwo, znijść z niéj, okropna dla nas obojga. Gdyby się znalazł środek uratowania się, gdyby wyszukanie go było w mocy mojéj, a kosztowało nieco miłości własnéj... cóż ty na to?
Strzelecki nie zdawał się rozumiéć.
Nie odpowiadając, czekał na dalsze objaśnienia; twarz tylko skrzywiła się i pobladła. Dla sybaryty tego, który ocaleniu się od cierpienia gotów był wszystko poświęcić, zapowiedź ofiary, trwoga nieokreślona, straszniejsze może były nad ofiarę samą.
Groza przyszłości zatruwała mu chwilę obecną.
Przemilczawszy trochę, hrabina Idalia smutno westchnęła i ciągnęła daléj:
— Miłość dla ciebie, mój Adasiu, uczyniła mnie zuchwałą, niemal występną.
Strzelecki pobladł.
— Wiesz, ile lat upłynęło od ślubu naszego,