Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 48 Ł 1 1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Westchnęła ciężko. Milczeli czas jakiś oboje. Kroki szybkie dały się słyszéć nie od salonów, ale od małych schodów, prowadzących do pokojów hrabiny. Łatwo po chodzie poznać było można Strzeleckiego, który zawsze biegł żywo, spieszył się, i nigdy na nic nie miał oczu.
Jakoż ukazał się we drzwiach zaraz ze swą wesołą, uśmiechniętą twarzą; okrągluchny, rumiany, chociaż z policzkami obwisłemi, czołem i oczyma otoczonemi marszczkami.
— No, słyszę, że wszystko gotowe. Przyszedłem podziękować twórcy i odetchnąć.
Padł na krzesło.
— Okropnie jestem zmęczony, ach!
Słuchacze milczeli zadumani.
— Nie brak nic? — zapytał.
— Oprócz tych rzeczy, które dopiéro jutro przyjść powinny — rzekł poważnie Witold. — Ostrygi nadejdą jutro... z Ostendy.
— Szkoda, że nie dziś — rozśmiał się Strzelecki — bobyśmy ich sprobować mogli.
Hrabina nieznacznie poruszyła ramionami.