Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 46 Ł 3.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

statek bynajmniéj nie zmienił trybu ich życia skromnego.
Na wychowanie nowego Lutka mogli łożyć wiele, nie czyniąc uszczerbu fortunie.
Dla pani Salomei nie było w świecie nic za drogiego dla Lutka, nic, czegoby on wart nie był...




Upłynął lat dziesiątek z górą.
Hrabia Strzelecki w zapusty dawał wieczór, o którym zawczasu mówiono, że zaćmi wszystkie świetności karnawału, nadzwyczaj ożywionego.
Warszawa pod względem przepychu, elegancyi, blasku swych uczt i zabaw, nie ustępuje bynajmniéj, a przynajmniéj nie radaby być gorszą od wykwintnego Paryża.
Nie jest tu żadną osobliwością sprowadzanie kuchmistrzów i potraw z nad Sekwany, całych pakunków kwiatów z grodu kwiecistego Nicy, sukni od najsławniejszego konfekcyonisty, błyskotek z najpiérwszych magazynów, w których szczególniéj drogo je opłacać potrzeba.
Nie dać się zaćmić, okazać swą możność i nieopatrzną rozrzutność, należało długo — bodaj nie do dziś dnia — do tradycyi miejscowych.
Hrabia Strzelecki, niegdyś bardzo bogaty, od czasu swego drugiego ożenienia — jak mówiono — był już prawie zrujnowanym. Podróże i pobyty długie za granicą, niezmierna marnotrawność słynnéj z piękności hrabiny, dobroduszność rozkochanego w niéj męża, rozmaite gospodarskie i spekulatorskie niepowodzenia, miały, wedle głosu powszechnego, tak nadwerężyć hrabiego fortunę, iż najsmutniejszych następstw się spodziewano.
O tém jednak szeptano po cichu, a tryb życia obojga państwa zdawał się naumyślnie tak urządzonym, aby pogłoskom kłam zadawał...
Nikogo to z dobrze poinformowanych nie uwodziło, ale hrabia i hrabina łudzili się może, iż tym sposobem katastrofie, jeśli nie zapobiegną, to ją przynajmniéj odroczą.
Dobra hrabiego Strzeleckiego leżały w części małéj w Królestwie, znaczniejszy ich kompleks na Wołyniu i w Galicyi.
Niegdyś był to majątek magnata, ale, jak wiele innych, obciążony został w końcu XVIII w. i odtąd nietylko ciężarów pozbyć się nie mógł, ale ciągle mu ich przybywało. Rozmaite finansowe operacye, obmyślone dla ratunku, skutkowały, jak te lekarstwa rozpaczliwie chorych, które sił resztki chwilowo podnoszą, kosztem przyszłości.
Hrabia Adam, ostatni rodziny spadkobierca, był człowiekiem, o którym powszechnie mówiono: choć do rany przyłożyć, z kośćmi poczciwy, złoty człowiek, kochany Adaś.
Nie miał wcale nieprzyjaciół, a w towarzystwie szacowano go wielce.
Nigdzie może ludzi jemu podobnych niéma więcéj, jak u nas. Są oni stworzeni, aby padli ofiarą miękości, braku energii i charakteru, ale obejście się z nimi budzi sympatyę i serdeczne politowanie.
Nie zbywało hrabiemu ani na inteligencyi, ani na rozumie, gdy drugim radzić potrzebował. Dla siebie zaś, zawsze obecną chwilę tylko starając się uczynić jak najznośniejszą, hrabia był katem; nie rozumiał przezorności i jutra, ulegał pokusom. Ludzi nie umiał ocenić, zalecając się równie złym jak dobrym, byle chwilowy pokój okupić.
Można mu było z łatwością wmówić, co kto chciał, wydrzéć, co się komu podobało, popchnąć do czynności przeciw przekonaniu, jedynie przez grzeczność. Powolność jego przechodziła niemal w zalotność jakąś, a pragnienie przypodobania się wszystkim wtrącało go nieustannie w najfałszywsze położenie. Był to, ostatecznie biorąc, sybaryta i egoista, ale tak ocukrowany, że się wydawał najlepszym z ludzi. Sobie zabezpieczyć spokój, ocalić obecną godzinę od cierpienia, było zawsze jedynym celem hrabiego.
Postępowanie takie ciągnęło za sobą z ko-