Strona:PL JI Kraszewski A toż nie bajka from Kurjer Codzienny 1888 No 270part1.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I ludzie mówili po cichu między sobą, że starzy bezdzietni państwo pewnie sobie Dzióbka wezmą za syna...
Musiano to już szeroko rozgłosić, bo się i krewni dowiedzieli a niepokoić zaczynali. Szło o majątek. Starzy państwo dopytywali swojego ulubieńca o pochodzenie, zbywał ich krótko tem, że był sierotą, o losach swoich dawnych niebardzo mówić lubił. A, jak to dawniej bywało, że kto po łacinie umiał i w kapocie chodził, za szlachcica go miano, jego też uszlachcono sobie, i wątpliwości nie było, że herb jakiś musiał mieć...
Krewni bezdzietnych państwa, widząc, że pono inaczej majątku nie uratują, przywieźli piękną pannę, aby z nią Dzióbka ożenić. Tym sposobem, majątek na córkę ich przechodził. Panienka ładna była, to prawda, ale zła i kapryśna. Dzióbka tak niecierpiała jak jej rodzice, lecz cóż robić miała! musiała mu się uśmiechać, aby majątku nie stracić.
Chłopak też, któremu dotąd ani los ani ludzie się bardzo nie uśmiechali, już może i marzył o tem ożenieniu i o szczęściu.
Tak stały rzeczy, gdy na zapusty wszyscy się wybrali do miasta: grano w niem teatr i niemcy z hecą przybyli.
Pojechali starzy państwo z Dzióbkiem, przybyła i piękna panna... Skrzypki stroiły się do tanów. Jednego wieczora nie było co robić, a stary pan dla rozrywki młodych rzekł:
— Pojedziemy na hecę.
Na środku rynku zbudowana była z tarcic buda ogromna, z ławami i siedzeniami podwyższonemi dla panów; łojowe świeczki jako tako oświetlały cyrk, w środku którego psy miały brać wilka, a potem niedźwiedzia ganiać.
Pociechy z tego jednak wielkiej nie było, bo wilk wystraszony zaszył się przed psami w kąt i do bitwy najmniejszej nie okazywał ochoty. Napróżno go kijmi ostremi wygonić chciano... Ogona ściągnąwszy siedział ledwie, kiedy niekiedy, zęby pokazując.
Gdy z tego pierwszego widowiska, jawnie i oczywiście już nic być nie mogło, zapędzono wilka do budy, a otworzono wrota niedźwiedziowi staremu, który się wywlókł powoli, położył i równie obojętnie na napaści psie spoglądał, jak jego poprzednik.
Stare to było widocznie stworzenie, znużone, biedne, a w dodatku na jedną nogę kulawe; gdy Dzióbek zobaczył je, żywo mu się owa niedźwiedzica w borze przypomniała.
Lecz miałażby to ona być!?...
Im więcej się w nią wpatrywał, tem mocniej był przekonanym, że tak być musiało, choć kto tam, między dwoma niedźwiedziami pozna, co są za jedne? Z niedźwiedziem tak się gospodarzowi hecy nie powiodło jak z wilkiem, a publika mocno nieukontentowana, poczęła nogami i kijmi stukając okazywać, iż widowisko ją zawiodło. Hałas się wszczął okrutny, a co gorzej, tarcice źle umocowane, na słabych podporach, runęły i publiczność z niemi sypnęła się na psy i niedźwiedzia.
Dzióbek który na przodzie stał, jeden z pierwszych się potoczył i tak nieszczęśliwie, że spadł prawie na nos niedźwiedziowi. Przestrach i krzyki były okrutne. Dzióbka miano już za zginionego, on sam podniósłszy się z ziemi, już miał uchodzić, gdy niedźwiedź nosem mocno pociągnąwszy, podsunął się ku niemu — i — o cudo, po nogach go lizać począł!...
Nadbiegł co prędzej właściciel owej srogiej bestji i ludzie, aby ratować Dzióbka, który wcale ratunku niepotrzebował. Była to taż sama stara niedźwiedzica, której on niegdyś nogę przewiązywał, napoił ją i nakarmił. Po tylu latach instynkt jej zbawcę pokazał...
Wierzcie nie wierzcie, ale tak było w istocie...
Ludzie, którzy na tę historję patrzyli, z podziwienia osłupieli, a gdy Dziobek wypadł z innymi, biegli za nim jak za czarownikiem... Stary pan i piękna panna dopytywali się co to znaczyć miało, nie sposób już było robić tajemnicy z przeszłości. Młody człek był w takim humorze, że do domu przybywszy, — nie tając nic całą historję swoją od dziada i baby poczynając, wiernie opowiedział przy świadkach.
Niezmiernie się twarze słuchaczów poprzeciągały. Dowodną rzeczą było, iż Dzióbek żadnym by najmniejszym szlachcicem nie był — panna nosem kręciła, starzy państwo się popłakali. Juścić takiego przybłędy za syna sobie przyjąć nie mogli. Dzióbek