Strona:PL JI Kraszewski Śniehotowie from Romans i Powieść No20 page308.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Trzeba się pojednać, — dodał proboszcz.
— Nigdy w świecie! — mruknął Jan — ja go o przebaczenie prosić nie będę, a on mnie nie zechce.
Nie czekając już znaku, na te słowa wszedł Andrzej powoli i stanął naprzeciw łóżka chorego, który spojrzał, krzyknął i porwał się na pół z łóżka.
— Bracie Janie — rzekł Andrzej, wyciągając ręce — ja przychodzę do ciebie żądając, pojednania, choć całe życie pokutowałem — choć za ciebie ojciec mnie się zaparł. — Starzy jesteśmy oba, włosy nam bieleją — dwóch nas tylko na świecie. Mamyż za uniesienie jedno gorącéj krwi młodéj pokutować? Bracie, bracie, niech się twe serce dla mnie otworzy... Bracie!...
Choć Jan dzikiemi nań patrzał jeszcze oczyma, — rzucił się ku niemu przybyły i padł mu na piersi. Rozpłakali się oba, a ksiądz błogosławił i łzy toczyły mu się téż po twarzy.
— Niech przeszłość na wieki będzie zapomnianą!
— Niech będzie zapomnianą! — powtórzył Jan.
— Braćmi sobie bądźmy...
Jan powtórzył — braćmi! i osunął się na poduszki.
W ten sposób niespodzianie, po latach kilkudziesięciu zajadłéj nienawiści waśń braterska we łzach się poczciwych roztopiła.
Jan chciał mówić o nieszczęściach swoich, ale ksiądz mu nie dozwolił.
— Duszyczko droga — to rozżala nadaremnie, Andrzej bez mała już wié wszystko, i ślubuje twoję sprawę za swoję. Wrócisz do Rozwadowa.
Kazano choremu odpoczywać, lecz umysł jego niespokojny, teraz gdy nadzieja pomsty nad żoną, która się z nim tak niepoczciwie obeszła, świtała — zapragnął jéj gwałtownie. Przebaczył bratu nareszcie, musiał jednak na kogoś wywrzéć tę namiętność, która była nawyknieniem jego charakteru. Andrzej uważał, że to go odżywiało, krzepiło, gdy znowu mógł się gniewać i nienawidziéć. Natychmiast żądał rejenta, aby przed nim uczynić zeznanie, obwiniając żonę i jéj gacha o zdradę, napaść i zamknięcie go podstępne w szpitalu obłąkanych.