Strona:PL JI Kraszewski Śniehotowie from Romans i Powieść No18 page276.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Domka stała nadąsana, Zębowska mruczała coś niezrozumiałego.
— Tego jeszcze brakło, — mówiła — żeby się ujął za brata, to dopiéro będzie śliczna kasza. Ale kto ją nawarzył, niechaj jé, ja ręce umywam, ja — umywam...
— Niech z lichom wykupi sobie Rozwadów — odezwał się adwokat — jak mu wszystko policzę, dobrze go zapłaci. Przecie nie jedna to wieś na świecie, znajdzie się za te pieniądze druga. — A no, zobaczymy, czy ze mną do ładu dojdzie...
Domka dała mu znak, wskazując matkę i oboje wyszli do bokówki. Zębowska, nagniewawszy się, płakała — powtarzając ciągle: skaranie Boże!
Dotąd o wpakowanym tak zręcznie do bonifratrów panu Janie, nic jeszcze słychać nie było, jednakże Domkę i jéj wspólnika opanowywała trwoga. Mógł się uwolnić z tego więzienia, któż wié, mógł znaleźć obrońców... mógł napaść na dworek w Myzie...
— Ja tu nie pozostanę, — wołała młoda jéjmość — jeżeli uchowaj Boże wyzdrowieje — to człowiek mściwy, on mi nie daruje. Może być nieszczęście.
Matka téż rada się była pozbyć córki, nagląc, aby jechała do Rozwadowa, dokąd ona nie śmiała się udać. Nastąpiły z prawnikiem narady i postanowienie przebycia czas jakiś w miasteczku. Wyszła z oświadczeniem tém do matki pani Śniehotowa.
— Ja widzę, że tu nie mam co robić, — odezwała się — matka się mnie pozbyć rada — więc jutro rano się wybiorę, pan Serebrnicki konie przyśle.
— A, jedź sobie — jedź! — odparła Zębowska.
Kwaśno rozstała się z prawnikiem, który odjeżdżał zaraz, i Domka zamknęła się w bokówce, a Zębowska, związawszy głowę, w swoim pokoju.
Wyjechała więc nazajutrz, prawie nie żegnając się Domka do miasteczka, w którém już od dawna gościł Piętka, dotąd się wybrać nie mogąc do Warszawy.
Serebrnicki zajął się sprawą... Oboje ciągle wyczekiwali jakiejś wieści o Śniehocie, lecz żadna nie nadchodziła. To ich nieco uspokajało. Mógł chory i stary zemrzéć, albo w istocie oszaléć z rozpaczy. Tygodnie i miesiące upływały — bez żadnéj o nim wiadomości.
Tradycyą rozciągnięto na Rozwadów, a do sądów podał protest pan Andrzej, zawarowujący prawo wykupna majątku. Ozorowicz rwał się niezmiernie do opiekowania tą sprawą, lecz Śniehota dodał mu drugiego prawnika, niezupełnie dowierzając jego zdolnościom.