Strona:PL JI Kraszewski Śniehotowie from Romans i Powieść No16 page243.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zabrane do Warszawy pieniądze, z pomocą pani wyczerpywały się szybko... Domka wiedziała, że nowy dług do zaciągnięcia będzie trudny, ale w odwodzie był pan Serebrnicki — i pozbędzie się starego grzyba.
Jednego wieczora Śniehota, jak zwykle, poszedł do łóżka, o dziewiątéj. — Sen go nie brał, — myśli różne chodziły po głowie. — Dnia tego żona się z nim obchodziła bez litości, czyniła mu wymówki, że ją oszukał mniemanym dostatkiem, że żyjąc ze starym, jeszcze się oszczędzać musi. Była nie litościwą, jak bywają młode i piękne kobiéty, którym się zdaje, że je ich wdzięk do szczęścia i przewodzenia na świecie uprawnia. Im mąż powolniejszym się dla niéj okazywał, tém ona stawała się dla niego sroższą i zuchwalszą. Jan cierpiéć musiał i moralnie, i fizycznie — zapominano o nim, a pamiętano tylko o sobie.
Położył on się w łóżku, sen nie przychodził, rozmyślał nad swém położeniem, gdy w sąsiednim pokoju posłyszał naprzód otwierające się drzwi, potém ciche szepty szybkie, żywe, jak gdyby kto nadszedł obcy...
Zwykle nie tak bardzo szanowano jego spoczynku, żeby aż głos zniżać miano, pani dysponowała i rozkazywała sługom, niekiedy krzykliwie, nie zważając, że męża obudzić może. Tą razą zachowano jakąś dziwną ostrożność, która starego Śniehotę uderzyła mocno...
Rozmowa, w któréj głos żony i jakiś drugi, niezupełnie mu obcy, ale nie dający się rozpoznać, — słyszéć mu się zdawało, trwała bardzo ożywiona. Łóżko stało przy ścianie przeciwnéj, ta zaś, u któréj mówiono, cienkie przeforsztowanie z tarcic... była niedaleko. Śniehota wpadł[1] po cichu, zbliżył się tuż i przyłożył ucho, któryś z poprzedników w mieszkaniu tém, ciekawym będąc sąsiadów, czy sąsiadek, powykręcał w ścianie otwory, które tylko papierem z lekka były pozaklejane... Wśród ciszy wieczora łatwo było mu podsłuchać rozmowę...
Głos jakiś męzki, znany, mięszał się z głosem jego żony... urywkami dochodziła go rozmowa...
— Stary grzyb, — mówiła Domka, — leży już i śpi... to trup żywy... pruchno... niéma się co o niego troszczyć... Byle się położył śpi, jak kłoda... schorowany, niewiele mu tchu zostało... Możemy mówić śmiało, niéma nikogo... Co waćpan przynosisz mi?
— Wszystko jak najlepiéj idzie... Długi na Rozwadowie ponabywane, tradycya wyrobiona, — stary już tam, gdyby pięćdziesiąt lat procesował, do majątku nie dojdzie...
— A czém i jak ma procesować, — odezwała się kobiéta — grosza nie ma i nikt mu nie da nic...
— Teraz tylko idzie, kochana pani, abyś go porzuciła i zażądała rozwodu. Jeżeli się uprze nie pozwalać nań — to będzie z głodu marł, i nic to nie pomoże, boć nie wieczny; a my możemy czekać. Pani siądziesz przy matce, ja w Rozwadowie, będziemy żyli razem... A gdy na rozwód się zgodzi, da się mu pensyjkę i ordynaryą.
— Złe licho — od razu nie da się złamać, będzie próbował kąsać — mówiła Domka.
Szept cichy był potém i niedosłyszany; w Śniehocie kipiało wszystko. Nie mógł już wątpić o ohydnéj zdradzie, — zrazu mu się zbierało, jakby na attak podobny temu, który go obalił w kościele, lecz siłą woli, w człowieku potężną i niekiedy prawa wszystkie zwyciężającą, otrząsł się z nacisku, jaki uczuł w piersiach i mózgu, przeszedł do łóżka, i szybko zaczął przyodziewać.
Włożył na siebie tylko opończę, i ciepłe buty. U łóżka stał gruby kij, z którym czasem się przechadzał. Drżącą ręką pochwycił go i chwiejnym krokiem powlókł się ku drzwiom. Przyłożył ucho do nich, aby się przekonać, że mu gach nie uszedł — lecz, właśnie w téj chwili szept zdala oznajmił mu pożegnanie, drzwi przeciwne odemknęły się i Serebrnicki wysunął się, a cisza zupełna nastała w przyległéj izbie.
Śniehota namyślał się, co miał począć; zmiarkował, że na nic by się nie zdało hałasu narobić próżnego, gdy już gacha nie było — zwyciężył gniew, zwlókł się do łóżka, rozebrał i położył się. Wyrachował doskonale, iż te odwiedziny ostatniemi być nie mogą.
Nazajutrz nikt by był po nim nie poznał, że go chęć zemsty i gorączka trawiły. Milczący był, zadumany, lecz słowa nie rzekł żonie, okazywał jéj zwykłą powolność, a pod wieczór, udając sennego zażądał wcześniéj iść do łóżka. Nie sprzeciwiano mu się wcale. Domka została w drugiéj izdebce.

Pewien będąc, że go żona nie zejdzie, Jan pozostał na czatach ubrany, z kijem w ręku, który dusił z niecierpliwością. — Siadł pod samemi drzwiami. Napróżno jednak... Słyszał, jak żona posadziła tu sługę dla pilnowania domu, a sama wyszła. Nie wróciła aż późno w noc, półgłosem nucąc piosenkę. Nie było już na co czekać, stary legł; drugą już noc oka zmrużyć nie mógł. Paliło go gwałtowne zemsty pragnienie. Żałował, że pierwszego dnia wcześniéj się z kryjówki nie wydobył. Miał czas rozmyślać nad położeniem i szukać środków obrony; lecz nie miał nikogo za sobą — był sam, bezbronny; mógł się mścić, nie mógł ratować. W téj chwili namiętność go zaślepiała — nie szło mu o siebie i ocalenie, o pomstę tylko... Nienawidził tę kobiétę, któréj uległ,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Najprawdopodobniej błąd w druku - wydaje się, że zamiast wpadł" winno być wstał.