Strona:PL JI Kraszewski Śniehotowie from Romans i Powieść No11 page163.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

domagać... O pół milki będąc od Rozwadowa, tam jechać nie chciał, uparł się nocować w Babie. Było w tém przeznaczenie... fatum... Ledwie się ów nieznajomy roztassował, łamie drzwi niejaki nam znany, czcigodny obywatel Piętka i wpada...
— A — ha! jestem w domu! — zawołał gospodarz.
— Nie przerywaj! — zakrzyczeli Sikora i Zawadzki, — cicho!
— Piętce poczciwemu...
— Bóg. zapłać!
— Nie przerywaj! — zahuczeli goście.
— Poczciwemu Piętce — ciągnął daléj Pohoryło — na humorze nie zbywa nigdy. Choć nieznany wąsacz siedział skrzywiony, jak środa na piątek — nuż go łaskotać, nuż kusić, aby za język wyciągnąć. Od słówka do słówka, ów gość przy wudjoli — spowiada się, iż chce kupić majątek; Piętka wyznaje, że radby swój sprzedać — kupić nie kupić, potargować można — jedźmy do Pobereża. I oto jak Imci Pan Jeremi Piętka osiadł na bruku — a Imci Pan, tak zwany Szczuka, na Pobereżu.
Ale dopiero historyi początek.. To wszystko nic — respice finem. Jednym razem, poczciwota, duszyczko droga, ksiądz proboszcz zajeżdża z siatką na ryby, złowić nowego parafijanina... Patrzy mu w oczy! Kie licho! coś się znajomego ochapia... Tyś Andruszka Śniehota!
— Nie może być!! — zawołali, od kart się zrywając, Sikora z Zawadzkim.
— Jak mi Bóg miły, — kończył Pohoryło... Wykryło się wszystko — Szczuka nie Szczuka, ale rodzony brat tego utrapionego, co dwie żony pogrzebał, a trzecią się zabiera zawędzić! Ksiądz, jak to go znacie, mąż ewangeliczny, wnet kobyłkami do Rozwadowa z oznajmieniem — Znalazł się brat! pa xhominibus bonae voluntatis. Ale ba! Śniehota słyszéć nie chce o tém... Nie znam brata... Rozumiecie tedy, co tu się za rzecz wywiązuje! Jeść się będą pan Jan z panem Andrzejem, a my na to patrzéć..
Milczeniem przyjęto wiadomość.
— Ale, z pozwoleniem, — odezwał się sycząco Sikora — o cóż idzie?
— O co? Jan o uzurpacyą imienia zabiera się proces wytoczyć, pójdzie sprawa przed kratki... Przy tém codzień, co godzina nowy powód do zadarcia — słowem satysfakcya... Na post i na zimę, nie mogło się nam nic trafić smaczniejszego.
— Żebym był wiedział zawczasu, że Śniehota — odezwał się Piętka, — żebym to ja był wiedział! Byłbym od niego pewnie jeszcze tysiąc czerwonych utargował więcéj, — bo to jego ojcowizna, praetium afectionis byłby musiał zapłacić. Ale nie — ukrył się, zakapturzył, symulował, podszył pod Szczuków i wydrwił u mnie majątek!!
Sikora usta ściągnął tak, że ledwie mu ich ślad pozostał, Pohoryło ręce otworzył, śmiejąc się.
— Chodź! — zawołał — duszo méj duszy, niech cię uściskam, Piętusiu kochany, dziecko moje... Co za logika! Za to jedno wyrażenie — praetium afectionis, dałbym ci konia z rzędem, gdybym go miał...
Piętka się zadumał.
— Bez żartu, — rzekł — jak myślicie — jabym mógł dalipan proces mu zrobić o podejście...
Wszyscy się śmiać zaczęli, Piętka się pogniewał.
— Najlepiéj — rzekł Zawadzki — pchnij chłopca do Szmula, Ozorowicz tam jest, to go się poradzisz...
Duchem posłano po Ozorowicza, obiecując mu wieczerzę i wino. Tymczasem wszczęły się ogromne rozprawy... Co to będzie? kto kogo zmoże? czy Andrzéj Śniehota jest istotnie zmartwychwstałym nieboszczykiem, czy samozwańcym. Zdania były podzielone — Piętka się zapalał myślą, że jeszcze jakie tysiąc dusiów z téj tragedyi wyciśnie. Po dosyć długiém oczekiwaniu przywlókł się nareszcie Ozorowicz.
— W taką porę człowieka, co się rozebrał i miał iść do łóżka, turbować, — rzekł w progu, trzeba nie mieć litości...
Ściskał go Piętka.
— Na Boga — co ty na to? co ty na to?
— Na co?
Ozorowicz, który nieźle był z mniemanym Szczuką i miał nadzieję być przez niego umocowanym, musiał „zażyć polityki.” Minę nastroił nadzwyczaj filuterną i tajemniczą, prychnął, wąsa pokręcił, głową rzucił, rękę rozstawił parę razy i skonkludował.
— Panu Bogu wiadomo co z tego będzie!!
— Ale cóż ty mówisz na Szczukę tego, jest-li to prawdziwy Śniehota, czy...
Ozorowicz ramionami ruszył.
— To wiem — rzekł — że mąż stateczny, że worek ma nabity, że wysokiéj edukacyi człowiek i że wolałbym go na obiad, niż pana Jana na śniadanie...
Milczeli tedy, a Sikora naglił o skończenie elbecwelbe.
— Ale słuchaj Ozorowicz — wtrącił Piętka — na tém nie koniec — ów mnie okpił...
Adwokat wielkiemi spojrzał oczyma.
— Hm? — spytał — kto? kogo?
— A ów! kupował Szczuka, a kupił Śniehota!! rozumiesz to waść. Szczuce ja mogłem sprzedać za tę cenę, a gdybym wiedział, że ojcowiznę