Strona:PL JI Kraszewski Śniehotowie from Romans i Powieść No11 page162.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale dajże mi się czego napić! — rzekł umyślnie ściągający nowinę Pohoryło.
Podano mu nalaną lampkę, którą na miarę wychylił zziębły gość i gęba mu się okrutnie skrzywiła.
— Ależ to — lura! zawołał bez ceremonij; gdzieżeś ty to brał — Piętko, kochanie — a to ci żydzi ocet za wino sprzedają.
— Nie uważaj, — odparł Piętka — kwaskowate — prawda, a no z zimna ci się wydało tak ostrém. Cale niezły zieleniaczek...
— Aha! zieleniaczek, bo z ześlonego wina bestya wyciśnięty...
I splunął.
— Dam ci słodkiéj wódki, — rzekł Piętka...
Pohoryło rękę wyciągnął. — Dawaj! Nalano i wypito...
— Gadaj-że — odezwał się Piętka...
— Cała historya... a wszystkiemu kto winien? Piętka...
— Ja? zawołał gospodarz...
— A no — posłuchajcie!
Pohoryło miał żyłkę do opowiadania z partesów i jeśli co począł, wiedzieli wszyscy, że im nie daruje najmniejszego szczegółu, był to narrator, jak rzadko; znano go z tego talentu... Anegdotki, — stare i znane, można było z ust jego słuchać z równą zawsze rozkoszą.
— Jednéj nocy jesiennéj — powiada weredyczny Aaron, gdy i psa by był na podwórze nie wygnał, w Babie nie było żywéj duszy, — zapukano do drzwi, zahuczano — otwieraj... Myślał żyd, że zbójcy, gdy wszedł mężczyzna dorodny, czapka na bakier i noclegu się począł