Strona:PL Józef Potocki-Notatki myśliwskie z Indyi 182.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to jednak sport, który może indyjskim Maharadżom, zamiłowanym w krwawych igrzyskach, się podobać, lecz dla myśliwego à la longue mało przedstawia uroku. Ofiara nie ma szansy ucieczki, chyba gdy lampart zmęczony, najedzony, lub gdy mu się polować więcej nie chce. Jeżeli go dojeżdżacz puści w tym stanie a lampart po pierwszych susach uczuje, że mu nie idzie, stanie jak wryty, jakby zniechęcony i krokiem dalej nie ruszy. Wogóle zwierz dosyć jest oswojony, nawet obcym głaskać się daje; mówią, że czasem tak się do człowieka przywiąże, że jak pies, wolno za ludźmi chodzi.
9 kwietnia. Ostatni dzień pobytu w Hayderabadzie użyłem na wycieczkę do Golkondy. O dziesięć mil od stolicy Nizama, wznoszą się na szczycie skalistej góry, jakby ruiny jakiegoś burgu nadreńskiego, ciemne mury rozpadłego zamku i starożytnej fortecy, której założenie w mgle wieków się gubi. Dziś z zamku pozostały tylko zewnętrzne ściany, z ruin dawnej fortecy mały forcik wzniesiono; pilnuje go dzień i noc oddział wojska Nizama. Wstęp do wnętrza wzbroniony, tam bowiem ma się znajdować skarbiec królewski.
Ze szczytu góry widok wspaniały na leżący tuż obok muzułmański cmentarz i groby dawnych władców i potentatów tego kraju. Kilka pysznych mauzoleów, białe kopuły napół rozpadłych grobowców, królewska necropolis, ruiny fortecy i legenda o skarbach i bogactwach, oto wszystko co zostało z »Golkondy superby«; wokoło smutno i ponuro, wieczny spokój i milczenie tu panuje; sam krajobraz martwy i pusty zdaje się harmonizować z zamarłą przeszłością tej niegdyś świetnej królewskiej rezydencyi.
Opodal pod fortem Assur Jung ładną willę sobie wy-