Strona:PL Józef Potocki-Notatki myśliwskie z Indyi 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na strzelby, rozstawiamy się w krzakach nad brzegiem jeziorka, posyłając paru chłopaków do wody, by kaczki ze środka spędzili. Zerwały się jak chmura i rozbiwszy w mniejsze stadka, poczęły krążyć nad nami, dając sposobność zużycia sporej ilości ładunków. Zabiłem pięć kaczek i krzyka: kaczki dwojakiego gatunku, jedne bronzowe, z białemi lotkami i brzuszkami, zwane po angielsku gadwall (Chaulelasmus streperus), drugie większe, jak gęsi niemal, popielatego koloru, z białemi odmianami na szyi i brzuchu (Anser indica). Grant także parę kaczek ubił i wyszturkał gdzieś w krzakach zająca, co razem z kaczkami stanowi smaczny dodatek do dzisiejszego obiadu, przerywający nieco jednostajność wiecznej baraniny, zwykłej w całych Indyach a w obozie wyłącznej niemal mięsnej potrawy.
14 marca. Dzień za dniem szybko mija, nigdy czas prędzej nie schodzi, jak na polowaniu w obozowem życiu. O grubszym zwierzu, niestety, nieliczne a właściwie żadnych wiadomości. Na kilkumilowej przestrzeni mamy porozstawiane woły na przynętę, tygrys dotąd żadnego nie ruszył. Grant do dnia pojechał na podjazd i z niczem powrócił. Postanawiamy przepędzić dzisiaj okoliczne knieje, jak to mówią »na podumajkę«; o tyle to ma swoję dobrą stronę, że do wszystkiego strzelać wolno.
Okolica mniejwięcej jednakowa, niezmierny obszar dżungli, skał niebotycznych i głazów, w kotlinie między górami płynie górski potoczek, wzdłuż którego mamy dziś polować.
W drugim miocie siedziałem na skale w głębi skalistego wertepu między dwoma wzgórkami. Ledwo naganka ruszyła, na prawo przedemną parę kamyków się stoczyło, gałęzie poczęły trzaskać i po chwili zoczyłem