Strona:PL Józef Potocki-Notatki myśliwskie z Indyi 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bez wszelkich przyrządów, ogień na gołej ziemi rozłożywszy, w kilku prostych garnkach, zgotować jest w stanie.
12 marca. Pierwsza noc pod namiotem. Do dnia wyjechałem konno z Mahmud Khanem na podjazd, by spróbować, czy się nie uda gdzie strzelić gazellę lub Nilgaja. Ciemno jeszcze było gdyśmy wyruszyli, od wschodu tylko jasna smuga różowego światła wskazywała, że się niebawem rozwidni. Nie ujechaliśmy i kilkuset kroków, gdy zdało mi się, że na nagiej skale o kilkadziesiąt kroków przed sobą widzę niby czarną masę o wyraźnych konturach jakiegoś zwierzęcia. Zwróciłem się do Mahmuda, który widocznie w tejże chwili był to samo spostrzegł. »Riczi, Sahib, Riczi!« (Niedźwiedź, panie, niedźwiedź!) — szepnął mi zcicha. Piorunem zeskoczyłem z konia, na nieszczęście sztuciec był jeszcze nienabity, gdyż nie spodziewałem się go zapotrzebować pod samym obozem. W chwili gdy nabijałem strzelbę, niedźwiedź widocznie nas spostrzegł lub zwietrzył i zeskoczywszy na drugą stronę skały, zniknął nam z oczu. Rzuciliśmy się w tę stronę, lecz nigdzie nie mogliśmy go dopatrzeć; musiał się ukryć w jaskini, których w labiryncie skał i głazów było podostatkiem. Żal go było zostawić nie spróbowawszy nawet dostać. Mahmud galopem ruszył do obozu po fajerwerki, umyślnie w celu wykurzenia zwierza z jaskiń przyrządzone, a których spory zapas mieliśmy ze sobą w obozie. Powrócił po chwili z kilkoma ludźmi i fajerwerkami. Zepsuliśmy kilkadziesiąt sztuk tych ostatnich, w kilku jaskiniach je podkładając, pomimo to jednak niedźwiedź się nie pokazał. Jedyny to raz widziałem w Indyach niedźwiedzia. Później kilkakrotnie zdarzało się nam słyszeć od ludzi, że w tej lub owej jaskini, napewno