Strona:PL Józef Potocki-Notatki myśliwskie z Indyi 093.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko jest tygrysem. Tak się panicznie boją tego zwierza, że ich oczy wszędzie widzą tygrysa. Bądźcobądź, widział coś nakształt tygrysa, uchodzącego w kierunku gęstej kniei na przeciwległym pagórku. Pułkownik szybko ludzi ściągnął, wskazał w jakim kierunku pagórek gonić, a nas rozstawił pod stromą, skalistą ścianą, gdzie zwierz miał wagę do pobliskiego gąszczu. Mnie postawił obok siebie. Miot się rozpoczął, ludzie się zbliżali, gdy ujrzałem, jak Gerard się złożył, długo wytrzymał i strzelił. Gąszcz i trawa zakrywały mi widok zupełnie, doleciał mię tylko krótki urwany ryk, i trzask gałęzi przede mną wskazał, że zwierz do miotu powrócił. Jakoż rozległ się głos świstawki, umówiony sygnał, że pantera postrzelona w tył się cofnęła. Zeskoczyliśmy z drzew i pobiegli do Gerarda. W podobnej chwili zawsze jest nieco zamieszania; nim się ludzie zejdą, psy odnajdą i dalszy plan działania ułoży. Jasna smuga farby w miejscu strzału wskazywała, że pantera ciężko strzelona. Psy podprowadzono na trop, tak były jednak zziajane i gorącem zbite, że tropu nawet podjąć nie chciały, trzeba było zatem iść bez ich pomocy. Ustawiliśmy się linią, każdy myśliwy mając po dwóch żołnierzy z dzidami u boku. Krok za krokiem, ostrożnie, gotowi do strzału, z palcem na cynglu, darliśmy się przez krzaki.
Kto sam nie doświadczył, nie uwierzy zapewne, że iść za postrzeloną panterą, inną sprawia emocyą, niż za dzikiem lub jeleniem. Co krok i co chwila niemal, człowiek napadu zwierza się spodziewa a gąszcz tak ciemny, że nim się pomyśli o strzale, może już być w zębach pantery. Żołnierze ciskają kamieniami przed sobą, i o ile możności drogę torują; ja sam trzymam się Gerarda i mam