Strona:PL Józef Potocki-Notatki myśliwskie z Indyi 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kaset kroków od drogi. Rozdzieliliśmy się na dwie partye: obaj oficerowie poszli w jednę stronę, ja zaś z przydanym mi »schikarim«, (»schikari« po hindustańsku oznacza myśliwy, to co u nas »chłop myśliwy«), który konno mi towarzyszył, drugą stronę zająłem. Poluje się w ten sposób, że schikary konno antylopy okrąża i stara się je podjechać, zakrywając myśliwego, który trzymając się puśliska, za koniem postępuje; ostrożny bowiem zwierz, mniej na konia, niż na człowieka piechotą idącego, zwraca uwagę. Ledwo uszliśmy kilkaset kroków, step przed nami jakby ożył. Wszędzie, gdzie okiem rzucić, stada antylop po kilka i kilkanaście sztuk; niektóre spoczywają jeszcze w wysokiej trawie, z której wystają jak świdry, rogi kozłów.
Kozły ślicznie ubarwione, czarne z białemi brzuchami, łanie rudawe, do danielic podobne. Im kozioł starszy, tem sierść ma czarniejszą. Kozły pasą się zwykle pojedyńczo lub po kilka razem, otoczone woddali stadem łań, czujnych małżonek, które zbliżające się niebezpieczeństwo wypatrują i pierwsze dają hasło do odwrotu.
Śliczny to widok, gdy stado antylop poczyna uciekać: najprzód jedna, potem druga, trzecia, wreszcie wszystkie, skaczą pionowo w górę ogromnemi susami, nieprawdopodobnie wysoko, jakby potężną sprężyną podrzucane, potem przechodzą w wolny galop, wreszcie w szalony pęd i w dzikim nieładzie znikają z oczu. Mimo mnogiej liczby sztuk, które się widzi, podejść je na możliwą do strzału odległość niełatwo, szczególnie w miejscowościach, gdzie często na nie polują.
Do pierwszych trzech kozłów — do łań bowiem się nie strzela — chybiłem na czysto: na niezmiernej równinie, w gorejącym blasku palącego słońca, każdy przedmiot