Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Tomko Prawdzic 134.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedy?
— Niewiemy jeszcze! w krótce! w krótce! ludzkość wielkiemi idzie krokami, coraz szerszemi a szerszemi i dościgać się zdaje celu.
— Cóż nim zowiecie?
— Co? dobry byt, szczęście —
— Dobry byt więc ziemski celem waszym?
— Podstawa przynajmniej.
— Potraficież zniszczyć co w życiu z natury jego jest znikomego, zmiennego, uległego stratom podlegającego wypadkom?
Na to ostatnie pytanie, zniknął ruszając ramionami przyjaciel szczęścia ludzkiego.


XXII.

Po kilku tygodniach pobytu w mieście, Tomko stał się do siebie niepodobnym: zrażony, ostygły, osłupiały, zadumany, milczał w chorobliwém jakiemś odrętwieniu zostając. Było to coś na kształt Bramańskiego zatopienia się w wielkiej istocie, chwila bezmyślnej martwości, brak woli, brak pragnienia, brak żywota; nie rozpacz ale zobojętnienie od niej straszniejsze. Baron patrzał na niego z uśmiechem politowania, przychodził coraz rzadziej, gniewał się coraz częściej, nareszcie jednego wieczora napróżno usiłując go wciągnąć w nowe badania, w nowe go rzucić zajęcie i zamęt, plunął, szusnął nogą i zniknął.
Dymek tylko smrodliwy zakurzył się za nim, a Tomko pozostał sam jeden.