Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Tomko Prawdzic 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co mówił? niepowtórzemy, z przejęciem opowiadał on swoją historję; stary słuchał go, to z marsem na czole, to z pół uśmiechem, to ramionami ruszając.
— Chcecie poznać prawdę, rzekł naostatek, a no! to chodźcie na moje lekcje — Jeśli jest gdzie prawda znajdziecie ją niechybnie w moich sexternach, a myjcie sobie głowę zimną wodą rano i wieczór. —
— To mówiąc z uśmiechem zawrócił się i wyszedł.


XVIII.

Baron trzymał się za boki od śmiechu którego pohamować nie mógł.
Stary głupiec, stary lichwiarz! wołał, po cóż bo było iść do niego. Prawda, sam cię poprowadziłem, i muszę wynagrodzić ten zawód. Chodźmy do innego, do młodszego i pełnego życia nauczyciela.
Poszli znowu.
Za dymem mnogich fajek i wrzawą okrutną ledwie dojrzeć i dostąpić było można do nauczyciela, którego głos ginął wśród tłumnie zebranych gości wykrzyków. — Mistrz właśnie grał w karty i lulkę palił, weseląc się z przyjacioły.
Przyprowadzam wam ucznia, rzekł przedstawiając Tomka Niepokojczycki, pragnie on gorąco prawdy i szukając jej chodzi po świecie, jak dziad za żebraniną.
Rozśmiał się na całe gardło już widać uprzedzony uczony, zmierzył oczyma od stóp do głowy biednego Tomka i rzucając karty o stół, a zarzucając na tył gęstą czuprynę, zawołał patetycznie: