Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 185.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ziemię — nielicząc mrówia niemieckiego co ją już zalewa...
Widzisz to spustoszenie? a naszych Piastowiczów poniemczałych, gryzących się jak psy z sobą, o to, aby na jak najmniejsze sztuki rozerwać królestwo, co niegdyś jednem i potężnem było!
A! czytaj psalmy...
Zaledwie głos ks. Mikołaja dał się słyszeć opłakujący grzechy, Biskup w piersi się uderzywszy przerwał.
— A! tak! tak, wielkie są grzechy moje, wielką była ślepota! Burzliwą falą rzucała się krew we mnie, pożądałem więcej niżeli człowiekowi mieć wolno!
Próżne a nienasycone było serce to, którego pragnienia nic ukoić nie mogło!
I dziś — dziś tam taż bezdnia co w dniach młodości! W tę przepaść wpadło ludzi tyle, krwi, łez mych własnych — a stoi tak czarna, pusta, przepaścista jak była!
Módlmy się!
Kapelan przerwany wiersz rozpoczynał znowu, a Biskup ledwie mu dając dokończyć, wołał wzruszony:
— Długie życie było a próżne! Przeciw woli Bożej, nic... Quis ut Deus? Quis contra Deum? Niezbadane wyroki Jego!
Co On chce uczynić z tą ziemią obcym ją dając na pastwę? słabym na igraszkę, ślepym do