Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 160.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się mój dwór pali! byle raz z Leszkiem skończyć i niemiał tu do czego powracać!
Widząc, że kasztelan i Wojewoda wahali się, Biskup natychmiast wybrał się do księcia Konrada. Żądał aby miasto spalono! domagał się tego.
A że on tu był duszą wszystkiego i słuchano go dotąd, siłę miał wielką, głos mocen — przewidzieć było można, iż na swem postawi.
Warszowi i wielu z nim żal było pięknego miasta. Wiedzieli oni, że nie tak łatwo wznieść na nowo co lata budowały, wstyd im było po tatarsku żagwią wojować. Resztki polskich mieszczan, biednych ludzi litowano się. — Płomienia wstrzymać trudno, rozumu on niema, mówiono, spali niemieckie, ale nie oszczędzi co swoje.
Tego wszystkiego nie chcąc słuchać Biskup, za paleniem gardłował. Wracała mu dawna jego zapalczywość i namiętność, — powtarzał jedno ciągle:
— Nie poddają się! palić!
Oprócz żołdaków mazowieckich i Litwy sprzymierzonej, którzy się spodziewali rabunkiem obłowić przy pożarze — nikomu się ognia tego nie chciało. Wstręt do niego mieli wszyscy.
Warsz i to miał przeciw zniszczeniu, że wojsku miało zabraknąć, dachu i przytułku, i zmuszone będzie leżeć na niewygodnych pogorzeliskach.
Lecz z Biskupem, gdy roznamiętniony był,