Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 147.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzi na zamek, niech go zajmują. Żywność też przygotować potrzeba, — a serca co najwięcej!
Rozśmieli się niemcy, niektórzy do piersi ręce poprzykładali, jakby chcieli okazać, że je mają.
— Maxie, — odezwał się Leszek do Wójta. — Hetmanem, i na zamku głową, ty u mnie teraz będziesz. W opiekę go wam oddaję.
Kłaniającego się uderzył po ramieniu, pacholęcia przywołał, wina podać kazał i poufale przepił za zdrowie mieszczan. Im też kubki rozniesiono. — Wykrzyknęli zdrowie księcia.
Zaczęło się robić coraz weselej i umysły nastroiły się bardzo wysoko.
— Pokażemy im co niemcy umieją! — odzywali się niektórzy.
Z tem ich odprawił książe, wyprowadziwszy aż do podsienia, wójta klepiąc po głowie i barkach, szwargocząc z nim wesoło i takiej im dodawszy otuchy swoją odwagą, iż powracający do domów, wszyscy zań życie dać byli gotowi.
Na zamku z wielkim pośpiechem czyniono przygotowania do podróży. Książe jakby się na łowy wybierał nie zachmurzył lica, — radował się, iż bić się i wojować będzie miał sposobność.
Otto i inni niemcy, obruszeni przeciw zdrajcom, narzekali, że im zawczasu łbów nie poucinano, a biskupa nie uduszono w więzieniu.
Jego obwiniano o wszystko, a Leszka, że