Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zapytała — cóż będzie?
Czarny uśmiechał się, niecierpliwość niewieścia bawiła go.
— Uczyniemy wycieczkę na Węgry — rzekł — lecz wróciemy tu z Kumanami i rozprawim się z buntem... Niemcy moi zamku im niedadzą.
Krzyżanowi dał znak, aby ludziom zbierać się kazał w drogę.
Obrócił się do żony, nieco szydersko zalecając, aby, chce li razem z nim Węgry, wcześnie węzełki swe gotowała.
— Wam bo babom — rzekł — więcej niż nam w podróży potrzeba. Zbierajcież ochędóztwo swoje!
Żarty w chwili tak groźnego niebezpieczeństwa mocniej jeszcze podrażniły Gryfinę, która pogardliwym wzrokiem męża zmierzywszy, wyszła rzuciwszy drzwiami.
Co w duszy Leszka się działo, ludzie odgadnąć nie umieli.
Opuszczony od wszystkich niemal w rozpaczliwem położeniu zachował spokój i pewność siebie, której nikt nie podzielał.
— Będziemy się bić dobrze! — mówił. — Węgry i Kumany lud dzielny! Dowodzić im miło będzie. Krakowianie zniewieścieli dużo... I im też nie zaszkodzi, gdy w pole wyciągną i rycerską sprawę przypomną...
Wybić się — zdrowa rzecz!