Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przytomni po drodze chwytali i całowali jej szaty. Niewidziała już nikogo, nie słyszała nic, cała w Bogu... Nie rzuciwszy okiem na ten dom w którym lat tyle przeżyła, w którym tyle wspomnień pozostawało — biegła spiesznie z dworca ku kościołowi, z modlitwą ostatnią na świeży grób męża...
Tu przy płycie kamiennej poklękła raz jeszcze, ale modlitwa trwała krótko i wstała natychmiast. Wozy za nią przybyłe stały u drzwi kościoła Św. Franciszka, czeladź podniosła ją na rękach... i płacz dał się słyszeć rzewny.
I wozy toczyły się już po zmarzłej drodze ku Sądczowi, a na zamku jedna pozostała — Gryfina.
Biskup zdala przypatrywał się temu widokowi, który w nim zniecierpliwienie jakieś wywoływał. Miał nadzieję, że przez księżnę nawrócona Bieta, z nią razem pojedzie się zawrzeć w murach klasztornych...
Właśnie gdy oczyma szukał jej na tych wozach, które niosły Kingę i Jolantę, spostrzegł idącą smutnie z głową zwieszoną i różańcem w ręku.
Cofnął się ze wstrętem.
Widok jej teraz nawet gdy przestała być groźną a stała się błagającą, wznawiał w nim dawne burze, wspomnienia jątrzące..., nie zgryzotę występku, ale gniew niemocy i upokorzenia.