Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ocalonego, dwór rozpierzchły gromadził się na nowo. Grzywny znalazły się w skarbcach kościelnych i życie rozpoczęło po staremu.
Jednego wieczora cicho i bez rozgłosu zajechał Pasterz na swój dworzec krakowski, jak gdyby z łowów powracał.
Wiedziano o nim tegoż dnia na Wawelu, i książe, który przyszedł mszy słuchać u świętego Wacława, w kościele go po raz pierwszy zobaczył.
Wśród uroczystego nabożeństwa, jakiem powrót jego uczcić chciano, zwróciwszy oczy na lud, Paweł ujrzał twarz tę, której się lękał i spodziewał... Bieta stała patrząc nań czarnemi, ognistemi oczyma... Zbladł przerażony tak prawie jak gdy ją tu ujrzał po raz pierwszy. Lecz roztargnienie jego, znękanie, niepokój, ludzie i książe mógł sobie tłumaczyć skruchą, i litością poruszyło się dobre serce Bolesława.
Po skończonem nabożeństwie, gdy z niego suknie zdejmowano, Biskup namyślał się czy ma iść do księcia lub nie... Krok ten zdawał mu się upokarzającym, lecz ks. Szczepan i inni naglili i prosili.
Wychodząc ze drzwi kościelnych wahał się jeszcze — w końcu pragnienie zemsty zniewoliło do tego co za upokarzające poczytał.
Poszedł, lecz niepoznać w nim było zwyciężonego, który idzie przebłagać zwyciężcę. Kroczył z dawną swą dumą, ze śmiałością dostojno-