Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo wśród lasów znalazło się dworzysko, które do biskupstwa należało. Ks. Paweł był tu u siebie. Wprawdzie wygód nie znalazł żadnych, ale rozstawiwszy czaty, można było dłużej wypoczywać.
Wierzeja się do straży ofiarował.
— Mnie też o mój łeb chodzi — rzekł — wezmą biskupa, to i ja przepadnę... a żem ja robak mały, mnie prędzej niż was zgniotą. Zatem narzucił mu się przybłęda na dowódzcę... Kruka precz przegnał i samowolnie się rządzić zaczął.
Drugiego czy trzeciego dnia Biskup już się z nim oswoił — przypadali do siebie dobrze. Począł mu wydawać rozkazy. Było mu to na rękę, bo do Krakowa słać musiał kogoś, a Kruk choć nie przebiegły, ostrożnym był ze strachu. Spodziewał się więc, iż mu się sprawi dobrze. Wierzeja nietylko, że się go zastępować ofiarował, ale dodał.
— To ciemięga do niczego... niechaj jedzie a nie wraca, bez niego nam lepiej będzie.
Wśród puszczy, dolegające skwary Lipcowe mniej się czuć dawały. — Biskup postanowił przesiedzieć tu dopókiby bezpiecznie na stolicę swą powrócić nie mógł.
Kruk tedy, choć nie jeden raz się przeżegnawszy, z trwogą wielką, manowcami pociągnął do Krakowa. Przedrzeć mu się niepochwyconemu tem trudniej było, że właśnie kilką gościńcami z Krakowa wojska na Ślązko ciągnęły. Gdyby