Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 042.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dano, zstąpił pomiędzy ziemian i rotę przysięgi czytać zaczął.
Wszyscy podnieśli palce do góry, mruczano powtarzając za nim wyrazy, poczem kapelan ujął Ewangelję przez bogatą tuwalnię, i poniósł ją przytomnym do pocałowania. W czasie tego obrzędu cisza głęboka, smutna, złowroga panowała w sali. Nie widać było radości ani w tych, co przysięgali, ani w panu, na którego korzyść zrzekano się dawnego.
— Pomnijcież — odezwał się książe wzruszony, głosem poważnym — iż przysięga wiąże nas zobopólnie, a ślub to jest wieczysty...
Ziemianie stwierdzili to dość cichym głosem — bez wielkiego zapału. Biskup jeden okazywał radość żywą i głośną.
Gdy się to skończyło, wstał książe Władysław z siedzenia i sam przystąpił do starszych z łaskawemi słowy, oświadczając się im z dobrą wolą swą. Trochę mu z piersi spadło ciężaru, twarz się rozjaśniała.
Stoły na przyjęcie mnogich gości już były zawczasu przygotowane, z izby więc ruszać się zaczęli, rozpraszając się różnie, bo starszyzna tylko z księciem i Biskupem mogła pozostać, reszta zaś w podwórcu, a czeladzie na podzamczu i w mieście przyjmowane być miały.
Uroczysty ów obrzęd zatruty był już w początku niewysłowioną jakąś tęsknicą — czoła