Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 022.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Grajek już tylko po strunach pobrzękiwał, ale głosu mu jakoś czy piosenki zabrakło. Niewiasta też u łoża siedząca zarumieniła się trochę i zmięszała, ale podniosła główkę dumnie, spojrzała na pana swego i powitawszy Biskupa, który szedł zwolna ku łożu się zbliżając — pozostała na swojem miejscu nieruchoma.
Rogatka wpatrywał się w ks. Pawła, który niezwyczajnym widokiem takiego księcia nie zdawał się ani zdziwiony ni zgorszony.
Grajka jakby nie słyszał, niewiasty jakby nie widział.
Do zbliżającego się gościa książe trochę się na łożu poruszył. Nie było go na czem posadzić.
Książe uderzył w szerokie dłonie, dwóch chłopaków bosych, wpadło w pół-kożuszkach. Rogatka gniewnie im coś, prędko nakazał, ale pluł tak mówiąc, pryskał, sykał, bełkotał, że chyba służba własna mogła go zrozumieć. Chłopcy naprzeciw łoża postawili ławkę, narzucili coś na nią podobnego do podartej poduszki i Biskup ruchem ręki wezwany, usiadł nie patrząc na niewiastę, ciekawie mierzącą go oczyma.
Od niejakiego czasu począł on je wszystkie nienawidzieć, bo mu każda nieszczęsną Bietę przypominała. — Wstręt miał do nich i obawę.
Książe, który koniecznie chciał zwrócić uwagę przybyłego na rumianą swą przyjaciółkę — wskazał na nią ręką.