Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 180.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gwaru i wrzawy biesiadnej, wprędce o strachu swoim zapomniał.
Nim wieczór zapadł, Zonia w płachtę się obwinąwszy, którą nad głowę zapuściła tak, aby twarzy jej widać nie było, wymknęła się z dworu ostrożnie i na zamek pobiegła. Nie trudno jej tu było o izbę dopytać, w których Krzyżan z mniemaną swą mieszkał siostrą.
Dwie izby miał i komorę na górce Pułkowódca. Z tych jednę oddać musiał Biecie, która pierwszego wieczora drzwi łączące z sobą izby zaparła. Krzyżan, spodziewający się może poufalszego pożycia, ścierpieć to musiał, z czasem obiecując sobie, iż się to odmieni.
Bieta przyjmowała opiekę jego, ale zbliżać mu się do siebie nie dawała. Wojak z ciurami bardzo surowy, z niewiastą powolnym był, wąsy kręcił, głowę spuszczał i precz szedł, gdy go wypędziła. Krzyku nie znosił... Czuł już, że biedę sobie kupił, lecz za tą szaloną szalał.
Zobaczywszy Werchańcowę przed sobą, niosącą wspomnienie biskupiego dworu — Bieta zerwała się z łoża... Oczy jej szatańską złością pałały.
— Coście to nawarzyli? — poczęła wdowa nachylając się do niej. — Biskup z kościoła powrócił do dworu, że tylko bić, mordować i ścinać...
Radość błysła na twarzy Biety.