Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

alem ja twardy, nie łatwo mnie zgryźć. Z innego byliby duszę wygnali! Gdybyś widział jakim oni mnie tu przywieźli! Sznury mi się w ciało powjadały.. krew ciekła...
Walter zakrył sobie oczy jęcząc[1]
— Boże miłosierny!
— A jabym im to miał przebaczyć? Nigdy! — Nigdy! Nawet jeśli będę zmuszonym stłumić w sobie gniew, zrobić wrzekomą zgodę, dać się niby ubłagać!...
Nigdy! Dopókim żyw ścigać będę tego niedołężnego Bolesława i służkę jego Leszka! Wyżenę tych niemców precz! wyżenę!
Bił się w piersi, a Walter go po rękach całował uśmierzając rozjątrzenie.
— Rzekliście! — przerwał cicho — święte słowo. Zrobicie zgodę pozorną, potem postąpicie jak zechcecie... Dajcie się przebłagać, aby się ztąd wydobyć, odzyskać swobodę.. Będziecie silniejsi! Tak! tak!
Błagał go chwytając za ręce, które mu Paweł wyrywał.
— Zgodę — zawołał — mówiłem pod jakiemi zawrę warunkami[2]
Macie wóz i przewóz...
— Na to oni nie przystaną — szepnął Walter trzęsąc głową.

— Cóż oni dać myślą? — odezwał się nagle ostygając Paweł.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.