Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kich ścigały ostre kary kościelne. Bolesław na pierwszą wieść o interdykcie, zawołał błagając o zgodę.
Chociaż o tem w Sieradziu nie mówiono Biskupowi Pawłowi, gdy dnia jednego nie usłyszał dzwonów kościelnych, zrozumiał łatwo, że się za nim ujęto.
Był pewnym, iż się tak stać musi[1]
Więzień przybrał postawę zwycięzcy. Tegoż dnia ochmistrzowi Leszka, który się z nim dobrze obchodził — rzekł dumnie.
— Hej! hej! niedługo wy tu pono zamkniętego mnie strzedz będziecie. Widzi mi się, sen miałem taki, iż wy prosić będziecie mnie, abym was puścił — i zapłacicie mi za to, abym ztąd szedł...
Ale pomnij to sobie, Wiruto, że choćbym zgodę zrobił, zemsty się dla niej nie wyrzeknę. Popamiętacie wy Biskupa Pawła, — nie ty coś sługą, ale pan twój i krakowskie książątko. Tym ja nie przebaczę!
Miesiąc więzienia, gdyż t le[2] ono już trwało, odosobnienie od ludzi, zmiana życia, zostawienie samemu sobie, wpłynęły nieco na zuchwałego człeka. Spoważniał, stał się surowszym, mniej dbającym o rozkosze i wygody.

Dawano mu jadła i napoju podostatkiem, wiedząc że je lubił, często jednego i drugiego

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – tyle.