Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 134.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obawiał się go. Dał mu sługi, obmyślił wszelką wygodę i zdawszy dozorcom, niemogąc słowa zeń wydobyć, porzucił.
Toporczycy sprawiwszy się tak dzielnie, zaledwie więźnia zdali, trochę sobie i koniom wypoczęli i nocy nie patrząc, nazad pospieszyli do Krakowa.
Trzeba było księcia Bolesława uprzedzić, pozyskać od niego zatwierdzenie tego co się stało, a nie łatwa to rzecz była... Łotrostwa Biskupa nie odejmowały mu jego charakteru, porwanie się na duchownego, na pasterza, groźnem było zawsze dla tych, co się ważyli na nie.
Lecz nim z Sieradzia dobili się do Krakowa, już z Kunowa ludzie niektórzy do dworu Pawła należący, Bieta, czeladź, przynieśli tu wiadomość o porwaniu. Dostała się ona wnet na Wawel do księcia.
Gdy kapelan doniósł mu o tem, Bolesław zbladł i zmięszał się — zaniemiał.
— Nie może to być! — zawołał głosem wzruszonym.
Połowicznego owego zezwolenia swojego żałował już, uląkł się następstw. Niespokojny pobiegł z wieścią tą do księżnej Kingi.
Z zamku na miasto posyłano ciągle dowiadywać się, ażali prawdą było, co rozpowiadano.
Gdy Żegota potem nadjechał i przyszedł do księcia, zastał go strwożonym, a prawie gniewnym.