Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 246.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

We dnie zakazanem jej było wyjeżdżać i wychodzić, o mroku tylko czasami wyprowadzała ją Werchańcowa tylną furtą na przechadzkę, ale i tam czatowano na nie, poznawano łatwo, ludzie w ślad szli i bezecne pieśni do uszu im rzucali.
Dwór Biskupi coraz bardziej pustoszał, gdyż najprzyjaźniejsi nawet ks. Pawłowi, powszechne widząc oburzenie, obronić niemogąc, usuwali się powoli i najlichsza tylko gawiedź dotrzymywała z nim jeszcze.
Starsi duchowni z kapituły, nawet na zawołanie Biskupa się nie stawili, przestali całkiem go widywać.
Gdy po raz pierwszy po rozgłoszeniu zgorszenia ks. Paweł musiał iść na Wawel do księcia — Bolesław przyjął go z tak widocznym wstrętem i obawą jakąś, niechcąc prawie zawiązać rozmowy, iż Biskup, niepokłoniwszy się nawet księżnie, która się wcale nie ukazała — precz odjechać musiał...
Wyszedłszy z zamku wściekły odgrażał się na sykofantów — łajał głośno, lecz oprócz Toporczyków, którzy z drwinami przeprowadzali, nikt nie słyszał go nawet.
Po całych dniach sam teraz siedzieć musiał z jednym ks. Szczepanem, który go nie opuszczał, lub Werchańcem i domownikami. Jawnem się