Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 196.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

księży. Jak pamięć ludzka sięgała, nikt takiego pasterza nie pomniał.
Część surowsza kapituły zwała go Antychrystem.
Szemrano na dworze, a ze dworu szmer ten dochodził na Wiślną ulicę. Biskup nań wzgardliwem ruszeniem ramion odpowiadał...
— Niech siebie pilnują, ja za me sprawy odpowiadam. Nic im do nich!
Dawniejsza niechęć ku Bolesławowi rosła coraz w Biskupie, o pobożnym księciu odzywał się lekceważąco. — Jemu nie księciem a mnichem zostać było, a żonie zakonnicą. Nie powinien był na stolicę wchodzić, której obronić nie umie.
E! Konrada nam tu trzeba i Mazurów, aby za łby wzięli tych świętych i rozpędzili ich, a panowali nam po rycersku.. Wszystko to niemce są, a przez nich i my poniemczejem!
Nie taił się z tem ks. Paweł, że nie w smak mu były rządy ówczesne. Nie zrywał przeto ani z panem, ani z dworem, tylko gdy się z niemi spotkał, dumniejszym się stawał i szorstkim umyślnie.
Gdy wieść o umierającej królowej Salomei nadeszła na dwór biskupi, noc już była, wesoły stół obsiadali zwykli ks. Pawła towarzysze.
Biskup zadumał się nieco.
— Tamby mi przystało być, — rzekł, — jeżeli królowa zemrzeć ma. Rozporządza jeszcze