Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wam, bo was szacuję, nie chcecie głosować? macie sumienia wątpliwość, usuńcie się.
— Właśnie to sumienie stać mi każe! — odparł dumnie ksiądz Janko.
— Nie sprawicie nic...
— Ale spełnię powinność — począł rozgrzewając się ksiądz Janko. — Księże Szczepanie! Boga miejcie w sercu, pamięć miejcie na świętych poprzedników, co siedzieli na tej stolicy; nie prowadźcie na nią człowieka, któremubyście ochmistrzostwa w domu nie powierzyli. Znacie go jakim jest! Psy mu są droższe niż ludzie! Życie wiódł bezżenne z nałożnicami, które do dziś trzyma. Mężobójca! gwałtownik, pieniacz, mściwy! A wy go chcecie postawić na świeczniku tym, obok najstarszego księcia, którego on jest wrogiem!
— Właśnie dla tego, że mu jest wrogiem! zgadliście, — przerwał Szczepan. — Książe Bolesław pobożny, czystych obyczajów jest, ale słaby, ale niedołężny. Nam tu innego potrzeba!
Tu się wstrzymał.
Ranae regem petentes! — rozśmiał się szydersko a boleśnie ksiądz Janko. Chwycił czapkę z ławy i chciał uchodzić, gdy ksiądz Szczepan go zatrzymał.
— Ojcze! to wasze ostatnie słowo?
— Dwu ich nigdy nie miałem! Pierwsze