Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 153.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piec na konia porwał i z łupem swym poczwałował w lasy.
Skrępowanego tak jak stał posadzono winowajcę do kuny. Kara mogła go czekać sroga, bo księżna podobnych napaści, przebaczać nie była zwykła... Ludzie zuchwalstwu i zręczności z jaką było dokonane, wydziwić się nie mogli. Mówili wszyscy zgodnie, iż za to szyję powinien był dać.
Nazajutrz, gdy się właśnie coś o sądzie i wyroku spodziewano usłyszeć, przyszedł Luzman do Janicza, splunął i rzekł.
— Otóż go już nie ma!
— Co? dano go ściąć? — krzyknął Janicz — a spowiadał że się?
Niemiec ręką zamachnął.
— Z kuny się po nocy wyłamał, łotr, o, już go nie kazano gnać.
Gdzieś przepadnie w lesie, bo się bodaj wyrwał bez broni.


W Przemankowie u łoża starego Jazdona, cudem się z Legnicy wydobywszy, siedział ksiądz Zula, opowiadając mu opłakane dzieje najazdu tatarskiego, gdy drzwi się otworzyły i — ktoś stanął w progu[1]

Nie mógł z razu poznać Zula kto był, bo strasznie odarto wyglądał przybylec.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.