Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 191.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówiono, że porwał dziewkę po rozbójniczemu. Gdy nad ranem, z za łez patrząc, ujrzała Dziwa znaną okolicę, usta jéj się rozśmiały, zapłakane poweselały oczy. Spojrzeniem cichém podziękowała Domanowi.
Ranek był jesienny, chłodny, gdy u wrót zagrody stanęli.
Na podwórku u studni czerpała wodę Żywia i bratowe, we drzwiach Ludek sposobił się wyjść na łowy. Gdy ujrzeli nadjeżdżających i poznali Domana wiozącego niewiastę z twarzą zakrytą, wszyscy się ku nim rzucili.
W tém Dziwa skoczyła na ziemię i zapomniawszy o wszystkiém, ręce podnosząc witać zaczęła swoich rozrzewniona i szczęśliwa. Dwie siostry rzuciły się sobie na szyję z krzykiem radości — bratowe cisnęły się ją witać — brat biegł pytać co się stało.
Doman zsiadał u wrót.
— Ludku, bracie — rzekł. — Siostrę wam odwożę, los mi ją przeznaczył, moją być musi, ale ją chcę mieć z rąk waszych i z pod ojcowskiéj strzechy.
Sprawcie więc wesele i pobłogosławcie!
Dziwa twarz zarumienioną tuliła na siostry ramionach, płacząc i śmiejąc się razem. Ludek z drugim bratem, który wybiegł z chaty, w ręce klaskali.