Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 188.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu się wielce. Nie wątpił téż, iż przybył dla zobaczenia Dobka, który choć jeszcze dobrze nogą nie władał, na próg już mógł wynijść i o kiju się przechadzać.
Gdy się potém stary oddalił, Doman przyznał się przyjacielowi z czém przybywał.
— Starego — rzekł — gdy powróci, zabawiajcie, a choćbyście krzyk jaki usłyszeli, starajcie się, aby rychło za mną pogonić nie mógł, dopóki łodzie moje nie odbiją od brzegu. Złożę okup do chramu za nią, jakiego zażądają — a wziąć ją muszę. Krwią ją sobie kupiłem.
Ponieważ ku wieczorowi się miało, szedł więc Doman do chramu, gdzie się Dziwę znaleść spodziewał, bo najczęściéj przy ogniu przesiadywała.
Tu jéj nie było.
Wybiegł więc co rychléj, szukając u wnijścia około ogródka, niemal cały ostrów przetrząsając, a nieśmiejąc jednak nikogo zapytać o nią.
Już mrok padać zaczynał, gdy w końcu zdala, postrzegł ją idącą nad brzegiem jeziora i pospieszył do niéj Doman. Poznawszy go, chciała zrazu Dziwa przyspieszyć kroku, aby się z nim sam na sam nie spotykać, ale chłopak tak zręcznie zaszedł jéj drogę, że mu się wymknąć nie mogła.
Wolała tedy stanąć, aby mu nie okazać, że się go lękała. Doman podszedł do niéj, nie witając nawet, jakby ją wczoraj dopiero widział.