Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 183.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Legło wszystko jak stało obozem nad jeziorem, a czeladź posłano po dworach kmiecych, aby ze stad i komór co potrzeba dla uczty wspólnéj przywiozła.
Święto zgody razem i zakładziny grodu obchodzić miano. Pierwszego dnia czekali wszyscy w polu, szałasy i szatry skleciwszy, drugiego dopiero uroczystość rozpocząć się miała. Słano więc po gęślarzy i śpiewaków starych i wróżbitów, po Wizuna na Lednicę i ogień święty dla zapalenia pierwszego ogniska, po wodę ze źródła świętego. A gdy się to działo, jak po dwakroć wprzódy, i teraz, znikli niepostrzeżeni goście obcy.
Nadszedł tedy dzień zakładzin grodu, a słońce wstało jasne i wesołe, aby mu przyświecać. Piast ze starszyzną, wojewodami, gęślarzami i wróżbitami, wyciągnął w pole, gdzie starym obyczajem, parą wołów czarnych oborać miano granice przyszłego grodu.
Lecz stało się, że gdy o wszystkiem zawczasu miano staranie, o wołach i pługu niepamiętał nikt i teraz dopiero postrzeżono, iż ich brakło. Frasunek więc był wielki.
W tém gdy się tak rozbiegają na wsze strony, oczyma szukając człowieka coby zaradził na to, patrzą, na polu — stoi bezpański pług nowy, parą wołów czarnych zaprzężony i czeka na pana, przewrócony do góry.