Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 140.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwie życia będąc, ledwie je ochronili, przez co dziad ich Miłosz zginął, że zostali zmuszeni szukać poparcia od rodziny matki, lud sobie zakupywać je, aby powrócić do dziedzictwa swojego.
Zatém drugi z nich z Klodwigiem wujem kląć zaczęli okrutnie Polanów, pięściami w stół waląc, i odgrażając się wściekle.
Dobek słuchać musiał cierpliwie, nic nie mogąc odpowiedzieć. Stał prawie niemy dopóki rozmowa spokojniéjszą się nie stała, a panowie nie ostygli.
Starszy złagodniawszy, zaczął go namawiać, aby i on i przyjaciele, których mógł przeciągnąć, na stronę ich przeszli, Klodwig powtórzył to po niemiecku, a Hengo tłumaczył, dodając od siebie obietnice łask wielkich.
— Z was jednego — mówił wuj — choćbyście z nami szli, pociechy jako żywo, mieć nie będziemy, chybabyście nam drogę ukazywali, a do tego mamy ludzi. Z dwojga rąk, choćby najdzielniejszych, pomoc mała. Jeżeli ochotę macie, inaczéj nam posłużyć powinniście.
— Powracajcie nazad do domu, wezmijcie dowództwo, ciągnijcie z ludźmi na wyprawę przeciw nam, stańcie na tyłach. Gdy do bitwy przyjdzie, rzucicie się na nich z jednéj, my z drugiéj strony. Weźmiemy ich w kleszcze, aby nic nie uszło. Innych co przedniejszych namówcie, aby toż samo uczynili.