Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kowi tém, że on u młodych kneziów będzie ręką prawą, panem na ich dworze, że pozyszcze bogactwa wielkie, weźmie ich krewnę za żonę — byle stale z niemi trzymał i drugich téż do tego pocichu nakłaniał, aby kmiecia rzuciwszy, dawnych panów się jęli. Dobek milcząc głową potakiwał, a co się w nim działo, tego z oczów nie można było wyczytać. Czasem się tylko ukośnie spojrzawszy uśmiechał.
Jechali tak lasami przedzierając się po uroczyskach pustych nocując dni kilka, aż wjechali do puszczy na granicy pomorskiéj ziemi. Tu Hengo znał drożyny lepiéj jesze, wiedział gdzie szukać ludzi — a przez nich do obozu Pepełków trafić już było łatwo.
Właśnie tam jeszcze na Kaszubów i inne gromady ludzi nawykłych do napaści i wojny czekano, gdy Hengo z Dobkiem manowcami ku obozowisku się zbliżyli.
Dwaj młodzi kneziowie z wujem Klodwigiem stali na granicy w lesie, który zwano Puszczą dziką.
Miejsce na obóz wybrane samo przez się było obronne, bo je dwie rzeczki spływające się tu, w widłach obejmowały, a zdala szerokie otaczały błota. Na starym horodyszczu porozbijane były szałasy i namioty płócienne. Niemała zbrojnych ludzi kupa już się tu zebrała, inni przyciągali.