Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 136.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

daleko. Hengo się pocichu przyznał, że był w służbie u dziada młodych Pepełków — odważył się nawet szepnąć, iż Dobek widziećby się z niemi powinien, a wziąść ich stronę i drugich namawiać, za co by mu się potém wielkie ziemi obszary dostały, osypy z nich i daniny.
— A jakże się to dobić do nich? — spytał chytry Dobek.
— Gdyby tylko miłość wasza chciała to uczynić — szepnął niemiec — znaleźlibyśmy sposoby.
Nastręczała się tedy zręczność poznać bliżéj nieprzyjaciela przed wojną, i Dobek, który lubił osobliwe wyprawy, nie mógł się strzymać, aby nie zapragnąć dokazać tego, co nikt. Obawy nie znał, tylko za zdrajcę uchodzić mu się nie chciało. Trzeciego dnia pod pozorem myśliwstwa z domu wyruszył, nic nie mówiąc niemcowi, i pobiegł Piastuna się radzić co miał czynić. Powrócił z postanowieniem, aby korzystać z niemca, przekraść się do obozu nieprzyjaciela, i co można w nim wypatrzeć.
Nazajutrz Hengo i on naradzali się na osobności, tak, aby ich nie podsłuchano. Dobek starostę swojego zawołał i w domu pilnować polecił — sam na koń siadł, dawszy niemcowi drugiego i w lasy ruszyli, nie opowiadając się nikomu dokąd i po co.
Cieszył się niemiec, niedomyślając jakie mu niebezpieczeństwo groziło, i uszy nabijając Dob-