Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 135.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Byłoby to i u Polan pewnie — mówił Hengo — ale wy tego sami nie chcecie. Mieliście kneziów spokrewnionych z niemieckiemi, którzy by byli ten sam porządek i tu zaprowadzili, a no ich precz wyrzuciliście, i natomiast wybraliście prostego kmiecia.
Dobek teraz zrozumiał dobrze, do czego mowa zmierzała, i że niemiec zdrajca go próbował, udał więc, iż i on podobnie myślał, dodał nawet, że wybór Piastuna przyjął jako inni, chociaż mógł mu być nie bardzo wygodnym.
— Kmieć kmieciowi równy — rzekł — jeśli mogli go wybrać, czemuż nie mnie?
Niemcowi zdało się, że go już ma w garści całego, zwolna więc popuszczać coraz zaczął językowi wodze, na stronę Leszków go nawracając, czemu tamten się nie przeciwił. Prawił o dworze teścia Chwościkowego, jaki on piękny był, ilu przy nim rycerzy się znajdowało, jakie życie wesołe wiedziono.
Dobek mu wciąż potakując zdradliwie, przodem go puszczał.
Nazajutrz sam już zagadnął o to, a Hengo bez obawy pleść zaczął, namawiając na stronę młodych kneziów.
Wieców nie byłoby żadnych, a posłuszeństwo i ład wyborny...
Dobkowi niekiedy słuchając pięść świerzbiała, ale go ciągle poduszczał próbując, jak téż zajdzie