Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wołanie wielkie go zagłuszyło.
— Piastun! Piastun!
W tém tłum się rozstąpił i dwaj owi goście nieznani, których przyjmował w zagrodzie, stanęli przed nim. Zbliżali się z uśmiechem i pokłonem.
— Przychodzimy jeszcze raz, aby mężowi sprawiedliwemu, w imie Boga jedynego, przynieść błogosławieństwo.
Krzyki znowu i im mówić nie dały, wesele stało się w tłumach. Myszkowie, którzy znać przygotowany mieli kołpak kneziowski z piórem, przecisnąwszy się przez ciżbę, przynieśli go Piastunowi — młodszy z gości uczyniwszy nad nim znak, na siwe włosy starca go nałożył.
I znowu wrzawa powstała, radość, głosy, wołania. Starzec stał zamyślony, niemal smutny.
A gdy się doń cisnęli wszyscy — rzekł:
— Widzieliście sami, że władzy nie pragnąłem, anim się jéj dobijał. Kazaliście mi ją wziąć, biorę, dzierżyć będę tak, aby ład krzewiła, aby sprawiedliwość niosła, a jeśli surowym być zmusicie mnie, będę nim, pomnijcie, żeście mnie zmusili do tego.
— Rozkazuj i rządź! — zaczęto wołać ze wszech stron — niech będzie jako rzekniesz — niech będzie. Jeszcze raz okrzyknięto kneziem Piastuna, Ścibor mu rzekł kłaniając się do kolan.
— Czuwaj nad nami, jakeś nad pszczołami swemi miał pieczę.